sobota, 6 kwietnia 2013

IV. Crash Diet

[ Slash ]

Minęły jakieś dwa tygodnie od naszego przyjazdu do L.A. Cudownie nam się żyło, piło, ćpało, imprezowało, paliło, wszystko na raz. Już zaczynałem czuć że tutaj należę. Budziłem się rano i nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście. Miałem ostatnio fazę na wstawanie jako pierwszy. Chodziłem do sklepu po fajki dla mnie i Duffowej, cieszyłem się Kalifornijskim słońcem. Wieczorami zawsze jakieś najby, bary, koncerty, czasem dziwki. Przede wszystkim jednak w końcu zaczynało powstawać coś na wzór zespołu. Dużo grywałem w ciszy po nocach. Nie spałem, w nocy myślałem nad nowymi riffami, często za dwóch, bo w głowie słyszałem od razu jak powinien do danego riffu brzmieć bass. Pracowaliśmy solidnie nad nowymi kawałkami. Nie wychodziło nam z początku za dobrze, ale było coraz lepiej i lepiej i wkrótce mieliśmy mieć już mały zarys czegoś, z czego można by zrobić płytę. Duffowa solidnie pracowała nad tekstami o alkoholu (uparła się że napisze piosenkę o Nightrainie, ale wszyscy ją wyśmialiśmy). Ja zbierałem na nową gitarę, nie lubiłem już mojego strata, marzył mi się jakiś LP. Izzy i Axl wiedli dziwne życie, szczególnie ten pierwszy to totalnie pokręcony chłopak. Ostatnio zaczął sprowadzać na popijawy do domu jakiegoś wesołego typka co ponoć gra na perkusji. To miała być taka aluzja do tego żeby go przygarnąć, bo jest to grajek z jego byłego zespołu. Udało się mu, bo dzisiaj ma się odbyć pierwsza próba z jego udziałem, gdzieś u niego w domu. Pieprzony dupek mieszkał z rodzicami i miał dom. Nie wiem co o nim myślę, trochę mnie denerwuje i w zasadzie to nawet jest podobny do Duffowej. Z resztą już zaczęli się dogadywać. Jak takie dwa pojeby. God why.


[ Duffowa ]


Wesoło się uśmiechając, niosąc futerał z basem, szłam sobie pomiędzy moimi chłopakami i skakałam i paliłam tony fajek. Miałam zajebisty humor. Szliśmy do Stevena na próbę. Strasznie go polubiłam, był tak bardzo popierdolony. Trochę jak ja.
- Czego się tak cieszysz co? - spytał mnie Axl i szturchnął zaczepnie.
- A nie mogę? Nie mogę cieszyć się że mamy już pełny skład? - spytałam wesoło i objęłam wolną ręką Axla za szyję.
- Jeszcze nie mamy pełnego.... - mruknął Slash, a ja zmierzyłam go pretensjonalnie wzrokiem i momentalnie opuściłam Axla na rzecz mojego kudłatego człowieka.
- Powiedz mi - zaczęłam  - Dlaczego ty tak bardzo nie lubisz Stevena?
- Nie mówię że go nie lubię... Jest dość osobliwy. Szczerzy się jak koń.
Chłopcy cicho zaśmiali się na te słowa, a ja pohamowałam uśmiech i mówiłam dalej:
- Ale co ci to przeszkadza? Dobrze że jest wesoły. Przynajmniej nie jest taki okropny jak ty - rzuciłam i trzepnęłam mu przez łeb. Odpowiedział coś cicho i uśmiechnął się do mnie, ale ja poleciałam wesoło do przodu, by po chwili znów móc zawrócić. Chwyciłam Izzyego za ramię i zaczęłam opowiadać mu o moich wizjach dalszego życia w L.A., o koncertowaniu i naszym lekkomyślnym życiu. Brunet, jak zawsze, uśmiechnął się tylko szeroko i odwrócił wzrok.
- Jesteś cholernie popierdolona, ale cię uwielbiam. - powiedział śmiejąc się ze mnie.
- No, ja ciebie też. I strasznie dobrze piszesz. Lubię cię słuchać. - nawijałam zawstydzając pana Stradlina.
- Bardzo publiczne wyznania. I dziękuję. A tak w ogóle, to co ty możesz wiedzieć o moim pisaniu - odparł i obrzucił mnie leniwym spojrzeniem.
- Powiedzmy, że.... Powiedzmy że kiedyś zostawiłeś swoje "notatki" na kanapie, służącej mi i Hudsonowi za łóżko. Masz talent, Stradlin. - poklepałam go po ramieniu i uśmiechnęłam się pełna dumy.
- Mała... Co ty wiesz... - powiedział wymijająco i kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Wiem dużo, jeszcze mnie nie doceniasz.
Dalej szliśmy w milczeniu a w końcu skręciliśmy w jakąś całkiem uroczą uliczkę z małymi domkami i stanęliśmy przed białym płotem za którym stał mały, szary dom.
- To tutaj - powiedział Axl i podrapał się po rudym łbie, kładąc na chwilę na ziemi "mój" wzmacniacz, który zaoferował się nieść.
- No to dalej, wchodzimy! - rzuciłam zniecierpliwiona i przelazłam przez uliczkę. Popędziłam szybko do drzwi i wcisnęłam dzwonek. Albo mi się wydawało, albo Hudson ciężko westchnął.
Nagle drzwi się otwarły i już chciałam rzucić się na szyję kudłatemu perkusiście, kiedy otwarła jakaś starsza kobieta.
- Yyy.... - zająknęłam się.
- Dzień dobry - powiedziała ciepło - Wejdźcie...
Chciała coś jeszcze powiedzieć ale w drzwiach stanął nagle Steven powtarzając w kółko:
- Mamo, już możesz isć, dzięki, mamo, naprawdę, mamo...
Przez chwilę trwała między nimi kłótnia o to kto wprowadzi gości do domu, ale w końcu kobieta lekko urażona udała się w głąb domu i zniknęła za rogiem.
- Cześć - powiedział wesoło Steven i szeroko się uśmiechnął.
- Hej - przytuliłam się do niego mocno a on zaprosił gestem chłopaków żeby weszli do środka. Każdemu podał rękę, tylko Hudson coś niemarwo podał swoją, jakby wcale tego nie chciał.
- Cieszę się że przyszliście, tutaj jest mój pokój, ja pójdę po coś do picia - mówił Steven niepewnym tonem.
- Ja ci pomogę - zaoferowałam się i pociągnęłam go w prawą stronę.
- Tam - odparł Adler z wielkim uśmiecham i zawrócił mnie w przeciwnym kierunku.
- Tak też myślałam. - odpowiedziałam głupawo, ale chłopak zaczął się z tego śmiać, dziwne.
Skręciliśmy za róg i weszliśmy do małej, kwadratowej kuchni połączonej jedną ścianą z pokojem gościnnym.
- Nie mogłem się doczekać tej próby. - powiedział i posłał mi wielki uśmiech.
- Ja też nie - odpowiedziałam mu uśmiechem i przez chwilę jeszcze staliśmy tak uśmiechając się do siebie, po czym nagle Steven westchnął i zniknął pod kuchennym blatem.
- Na co masz ochotę? Browar? Wódka? Nightrain?
- Nightrain - powiedziałam szybko nie odrywając wzroku od rozczochranej fryzury perkusisty.
- Dobraa... A jak myślisz na co inni? Chociaż akurat Nightrain jest tylko jeden. - blondyn odwrócił się do mnie i podał mi butelkę jak zwykle z uśmiechem.
- Dzięki. Nie wiem, weźmy browary, pomogę ci - powiedziałam i wzięłam do rąk trzy puszki, starając się nie wypuścić Nightraina.
- Okeeej, to idziemy.
Idąc z powrotem do pokoju Stevena, na cały dom rozległo się walenie w bębny. Pchnęłam ostrożnie biodrem drzwi i zobaczyłam Izzyego w pełnym skupieniu grającego jakiś prosty rytm.
- Wow, multiinstrumentalista jebany się znalazł, kurwa - powiedziałam i mrugnęłam do bruneta który uraczył mnie wyniosłym spojrzeniem.
- Co tam macie? - zainteresował się Axl wstając z kanapy i wyrywając mi z ręki puszkę browara.
- Odwal się, może nie dla ciebie? - powiedziałam lekko się uśmiechając i kładąc dobytek na małej szafce nocnej.
- Chcesz się kłócić? - rudzielec szturchnął mnie zaczepnie w ramię.
- Nie, chcę się napić. - powiedziałam wymijająco i usiadłam obok zrezygnowanego Hudsona podając mu jego część dobytku.
- Czemu masz Nightraina, ja też chce - powiedział i zrobił smutną minkę.
- Możemy wypić na pół - przytuliłam się do niego i leżąc mu na ramieniu otwarłam zębami butelkę. Pociągnęłam kilka łyków i podałam Hudsonowi który wciąż bacznie wodził wzrokiem za Stevenem.
- Powiesz mi co jest nie tak? - spytałam na tyle cicho, żeby perkusja zagłuszyła moje słowa i również spojrzałam na Stevena który najwidoczniej patrzył na mnie, bo nasze spojrzenia się spotkały i znów szeroko się wyszczerzył.
- To. - mruknął cicho i znowu się napił.
- Co "to"? - spytałam i odebrałam mu butelkę.
- No jego ryj.
- Naprawdę o to chodzi?
- No a o co.... Po prostu....
- Oj on jest naprawdę zajebisty, zobaczysz, polubisz go, na pewno.
- Taa...
Chwilę siedzieliśmy w milczeniu i obserwowaliśmy jak Izzy gra. Axl gadał ze Stevenem odnośnie jego możliwego grania z nami w zespole. Dopiłam Nightraina i wstałam po browara.
- Chcesz? - spytałam Hudsona a ten pokiwał głową i złapał puszkę, po czym zaczął grzebać w kieszeni swojej koszuli wynajdując fajki. Już miał odpalić kiedy dopadł go Steven.
- Saul, proszę, yyy, tam jest balkon, matka mnie zabije jak będzie jebało fajami w całym domu, przepraszam, ale to nie jest moja wina, ona ma astmę i już raz wyrzuciła mnie z domu za palenie.
Hudson patrzył na blondyna szeroko otwartymi oczami a ja już wiedziałam że w każdej chwili może rozpętać się piekło.
- Słucham? - spytał Hudson z niedowierzaniem.
- Proszę. Tylko o to was proszę żebyście palili na dworze, błagam. - posłał wszystkim dookoła nieśmiały, trochę zmieszany uśmiech i zmierzwił sobie nerwowo włosy. Bałam się że Hudson mu przypierdoli, ale zaskoczył mnie.
- Dobra. Gdzie do chuja jest ten balkon. - mruknął i rozejrzał się po pokoju.
- Tam jak wyjdziesz z mojego pokoju to po lewej stronie - wskazał Steven na drzwi i poszedł mu je otworzyć.
- Taa. A tak w ogóle to mów mi Slash, bo Saul brzmi chujowo.
- Dobra, Slash, no i dzięki.
Hudson wyszedł trzaskając drzwiami, zostawiając nas w nieco napiętej atmosferze. Izzy już dawno przestał grać przyglądając się wydarzeniom, a Axl nerwowo przemieszczał się gadając coś do siebie. Po chwili jednak brunet zakaszlnął znacząco i powiedział:
- Noo dooobra, to może Steven zagrasz coś, tak na rozładowanie atmosfery?
- Super! - Adler znów wyszczerzył się po swojemu i zamienił się miejscem z Izzym. Zaczął grać jakiś rytm, po chwili wyłapałam że jest to "Seek & Destroy" Metallicy, której ostatnio dość sporo słuchaliśmy w domu na starym adapterze Izzyego. Po kilku minutach wrócił Slash i krytycznym okiem przyglądał się grze blondyna, oparty o futrynę drzwi. Kiedy Steven skończył, pochwaliłam jego wyczyn i spojrzałam na Hudsona. Ten sięgnął tylko do swojego futerału i zaczął wygrzebywać gitarę.
- No dobra, to może czas żebyśmy pokazali Stevenowi cośmy nastwarzali, co? - spytałam i również zaczełam wyciągać swoją gitarę.
- Luz - powiedział Izzy i poszedł w nasze ślady.
Minęło dość sporo czasu kiedy wszyscy się podłączyli i zaczęli jamować, na początku Steven dogrywał do naszych jamów, potem zaczęliśmy grać na poważnie. Hudson zaczął pierwsze riffy "Crash Diet", weszłam z basem, Axl z wokalem. Jak zwykle bawiło mnie to jego darcie mordy, ale wyszło całkiem nieźle. Zrobiliśmy kilka prób tego kawałka z różnymi rytmami perkusyjnymi aż w końcu jeden brzmiał idealnie.
- To jest wyjebane - powiedział Hudson i kazał Stevenowi powtórzyć rytm jeszcze raz. Pracowaliśmy nad tym ciężko z kilka godzin, z przerwami na faje i kolejne browary, ale w końcu można było powiedzieć że mieliśmy stworzony jeden utwór z perkusją.
- Kurwa, Steven, przynoś wódkę, mamy pierwszy kawałek - powiedziałam i odłożyłam bass, po czym padłam na kanapę, a Slash zaraz po mnie.
- Robi się! - Steven zasalutował i zniknął za drzwiami. Izzy usiadł pod ścianą a Axl wyjrzał przez okno.
- I co, tak źle? - spytałam Hudsona a ten uśmiechnął się do mnie.
- Nie. Było całkiem nieźle.
- Już go lubisz?
- Nie. Ale możliwie dobrze gra. - klepnął mnie w kolanie i dodał: - Idziesz ze mną na faję.
- Idę - zgodziłam się i wyszliśmy z pokoju, a na korytarzu wpadliśmy na Stevena.
- Faja? - zapytał wesoło.
- Chodź z nami - zaoferowałam a Hudson momentalnie odwrócił łeb, więc wiedziałam że to ostatnia rzecz której chce.
- Nie dzięki, później wyjdę - mrugnął do mnie porozumiewawczo i wszedł do swojego pokoju.
- Całe kurwa szczęście... - powiedział cicho Hudson.
- Ty skurwielu - zaśmiałam się i zaczęłam go zaczepnie dźgać w ramię.
- Chcesz wojny? Tutaj na korytarzu?
- A może lubię?
- Masz na mordzie?
- Jeb się milordzie?
- Chuj, haha, tak się nie bawimy - powiedział wesoło i rzucił się na mnie tak, że po chwili wiliśmy się w pozorowanej walce na ziemi. W pewnym momencie zaczełam śmiać się tak głośno, że Hudson zakrył mi usta dłonią.
- Cicho kobieto - szepnął i pociągnął mnie w górę, żebym wstała.
- Głupi jesteś Hudson, as fuck - zaśmiałam się i przeszłam przez drzwi balkonowe.
- Wiem. - odparł i poczęstował mnie fajką, którą później mi podpalił.
Przez jakiś czas staliśmy, paliliśmy i śmialiśmy się z byle czego. Bawiło mnie to że już trochę wypiłam a jeszcze tuż za ścianą czekała na nas wódka. Lubiłam wódkę, wódka mogłaby być mottem mojego życia. Nie wyobrażałam sobie, jak mogłam kiedyś być grzeczna, żyć sobie w Polsce i inne takie beznadziejne. Tutejsze życie nie mogło równać się z żadnym innym.
Dokończyliśmy nasze fajki i wróciliśmy do pokoju Stevena. W gruncie rzeczy wiedziałam że to dosyć grania na dzisiaj, teraz czekała nas tylko jedna wielka impreza. Wiedziałam też, że aby była wielka, musiałabym poniekąd rozkręcić ją ja.

sobota, 23 marca 2013

V. Crazy Life

[ Duffowa ]


Nic mnie nie obchodziło, szłam sobie dumna przez ochrzczone wczoraj przez nas L.A., paliłam fajkę, ogrzewałam się w porannych promieniach Kalifornijskiego słońca. Gdy wstałam o 13:00, Izzyego już/jeszcze? nie było, a Axl i Hudson spali tak mocno że nie nawet moje śpiewanie ich nie obudziło. Z wczorajszego wieczora od pewnego momentu nie pamiętam nic, ale jestem wdzięczna komuś za to że znaleźliśmy się bezpiecznie w domu. "Dom". Jak to dziwnie brzmiało. Poniekąd podobało mi się tam, ale jednak wolałabym mieć z Hudsonem coś swojego, ale na to małe szanse. Axl z Izzym będą musieli nas jeszcze trochę przecierpieć. Axl na pewno się cieszy.... W końcu widzę jak na mnie patrzy. Izzy to dziwny człowiek, ale właśnie dlatego że jest taki intrygujący to ciągle mam niedosyt rozmów z nim. Za to sam Axl był dziki i nieobliczalny, ale lubiłam go obserwować. Czasami zachowywał się trochę jakby był niespełna rozumu, ale było to w nim całkiem urocze. Na tę myśl uśmiechnęłam się do siebie i wyrzuciłam peta skręcając za róg ulicy. Idąc tak i rozmyślając, dostrzegłam budkę telefoniczną na przeciwległym rogu ulicy. Podeszłam do niej i zmierzyłam ją spojrzeniem. Miałam coś do załatwienia. Zawahałam się i sięgnęłam do kieszeni. Miałam kilka drobnych. Niepewnie wsunęłam pieniążka do automatu i wykręciłam odpowiedni numer. Po dwóch sygnałach chciałam odłożyć słuchawkę i uciec, ale nagle rozległ się ciepły głos:
- Tak słucham?
Nie umiałam nic z siebie wydusić, ale wzięłam głębszy oddech i powiedziałam nieco grobowym tonem.
- Cześć mamo.
Teraz to po drugiej stronie nastała chwila ciszy, a potem drżący głos odpowiedział:
- P-Patrice?
- Tak, to ja.
- Ale... O mój Boże... Nie zdajesz chyba sobie sprawy z tego jak bardzo się o ciebie martwiliśmy, rozumiesz? Nie odezwałaś się, nie dawałaś znaku życia, wiesz co ja przeżywałam? Z resztą co wszyscy przeżywali nie mówiąc o rodzicach Saula....
- Mamo, ja przepraszam, wiem że okropnie się zachowałam czy też zachowaliśmy, ale tak wyszło...
- Mów gdzie jesteś!
- Na Sunset Strip...
- Gdzie?
- W Los Angeles, mamo, wiesz dobrze gdzie lecieliśmy....
- Boże... Tak daleko od domu.... Jak minęła podróż? Jak się macie? Gdzie mieszkacie? Co z pieniędzmi?
- Mamo... Wszystko jest w porządku... Dobrze się mamy... Mieszkamy u takich dwóch sympatycznych muzyków.... Pieniądze na razie są a wkrótce mam nadzieję że zaczniemy jakoś zarabiać..
- Muzyków? Dziecko... Jak ty tam sobie radzisz? Sama, tak daleko?!
- Nie jestem sama.
- A jak on się Tobą opiekuje?
- Dobrze. Mamo, naprawdę wszystko jest dobrze. Zaraz przerwie nam połączenie. Zadzwonię znowu za kilka dni...
- Ale....
- Pa mamo.
- Pa....
Odłożyłam słuchawkę i oparłam się o rozgrzaną szybę budki. Byłam nieco roztrzęsiona. Wyszłam poza budkę zapalić kolejnego papierosa, a gdy skończyłam go palić, bez wahania weszłam jeszcze raz do budki i wrzucając kasę, wykręciłam numer do Caroline.
- Słucham - odparła beznamiętnie.
- Dzień dobry, z tej strony pani Twoja Przyjaciółka z dalekiego L.A. dzwoni, mogę pani zająć chwilkę? - spytałam a na moich ustach zagościł od razu uśmiech.
- DUFF ?! TO NAPRAWDĘ TY ?! Jezu jak się cieszę że dzwonisz, nawet nie wiesz kurwa jak bardzo, miałaś zadzwonić przedwczoraj, miałam ci tyle do powiedzenia, a przede wszystkim ty miałaś mi tyle do powiedzenia, kurwa, nie, nie, tylko nie mów że dzwonisz z budki bo chyba umrę!
- Też się cieszę że cię słyszę fakersie, tak, z budki niestety. Wiesz, stoję sobie właśnie w owej budce na Sunset Strip, palę fajeczki i myślę o Tobie. Dzwoniłam przed chwilą do mamy...
- Dzwoniłaś? To dobrze, bo od dwóch dni wydzwania do mnie i pyta czy wiem czy żyjesz....
- Już załatwione. Ale trochę się nasłuchałam, haha.
- Spodziewam się. No ale szybko, mów jak tam jest, mów wszystko!
- A więc, dolecieliśmy sobie ładnie i od razu poszliśmy to oblać. Weszliśmy do klubu, najebaliśmy się trochę i zupełnie przypadkiem zagadałam do gitarzysty zespołu który występował na scenie. Okazało się, że razem z wokalistą mieliby dla nas propozycję, no i tak jakoś wyszło że mieszkamy sobie w czterech u nich w mieszkaniu.
- Naprawdę mieszkacie z jakimiś kolesiami z zespołu? O jezu, nawet mnie nie wkurwiaj, za dobrze macie!
- Mało tego, wczoraj był dopiero szalony dzień, poszliśmy do najzajebistszego klubu na Sunset i widzieliśmy na żywo koncert Mötley Crüe.
- Cooooo, niemożliwe, naprawdę ?!
- Mało tego. Prawie kręcę z basistą.
- Żartujesz sobie!
- Nie, naprawdę...
Nie dokończyłam bo automat nas rozłączył.
- Kurwa - warknęłam do siebie i po raz kolejny bez wahania wrzuciłam pieniążka i ponownie wykręciłam numer Caroline.
- Dobrze że kurwa dzwonisz, bo już myslałam że nigdy się nie dowiem co dalej! - powiedziała od razu dziewczyna i zamilkła.
- Też się ciesze, ale nie ważne, będę mówiła szybko. No więc wpadłam w oko Nikkiemu Sixxowi, obiecał mi że jak los zechce, to następnym razem jak na siebie wpadniemy to zapewni mi miły wieczór, haha. Do tego tu jest w ogóle cudownie!
- No nie wierzę, ty wariatko, zdechniesz tam marnie, kurwa! A co z tymi muzykami z którymi mieszkacie?
- Dzięki! Są nieźli, mówię ci, jeden z nich to taki prawdziwy artysta, gra na gitarze i w ogóle zachowuje się dość osobliwie, zupełnie jak ty! Drugi jest rudy, naprawdę, a do tego ma długie włosy, ale przysięgam ci że jest zajebisty i jaram się że z nim mieszkam. Wiesz, on śpiewa i ma najzajebistszy głos ever, wygląda i skrzeczy jak kura i w tej chwili nie ogarniam niesprawiedliwości losu że nie możesz tutaj ze mną być i tego wszystkiego widzieć i pojmować zajebistości tych ludzi i tego miejsca i... Caroline... Tęsknie tak bardzo. - wypowiadając ostatnie słowa w moich oczach wezbrały się łzy.
- To zajebiście.... Ja też bardzo tęsknie... Ale mam nadzieję że to się wkrótce zmieni....
- Co masz na myśli?
Połączenie znów zostało przerwane. Ze wściekłością walnęłam słuchawką w automat, a ta pękła.
- Ups.... - powiedziałam cicho i sięgnęłam do kieszeni. Wyciągnęłam z niej kilka drobniaków, ale z niezadowoleniem stwierdziłam że nie starczą mi one na kolejne połączenie. Westchnęłam i przeklnęłam po raz kolejny. Opuściłam z niesmakiem budkę i zawróciłam w kierunku domu. Weszłam do mieszkania i uwaliłam się na Hudsona, dosyć tego spania. Chłopak zamruczał coś niezrozumiale i zakrył głowę poduszką.
- Wstawaj, Slash - powiedziałam i wlzałam pod kołdrę przytulając się do niego, po czym zaczęłam łaskotać go po brzuchu na co od razu zareagował, wypowiedział jakieś niezrozumiałe "osz ty" i rzucił się na mnie.
- Zginiesz, czaisz? - powiedział i przygwoździł mnie do łóżka.
- Spłoniesz kurwa! - zaśmiałam się i wyrwałam mu się szybko wstawając i uciekając mu do łazienki. Ogarnęłam się trochę przed lustrem, a gdy wyszłam z kibla, Hudson znowu leżał rozjebany na łóżku i ponawiał proces zasypiania. Westchnęłam i nachyliłam się pod stół.
- Cześć Axl - powiedziałam na tyle głośno że Rudzielec drgnął i otwarł gwałtownie oczy. Zdezorientowany podniósł nerwowo łeb i przyjebał nim z całej siły w stół. Odwróciłam wzrok od jego pokrzywdzonej twarzy i  westchnęłam po raz kolejny.
- Nie chciałam, wybacz.
Usiadłam sobie na fotelu Izzyego i wzięłam do ręki jego ładną gitarę. Zaczęłam improwizować jakieś pierdoły, aż Hudson musiał je przerwać swoim cichym "no bardzo ładnie a teraz zrób mi kakao" spod kołdry. Posłałam mu zabójcze spojrzenie, którego nie zobaczył, a które po chwili przeniosłam na Axla, a ten wyratował mnie z opresji:
- Nie mamy kakaa, ani mleka, ani kurwa nic.
- HA, widzisz? - wykrzyknęłam dumna i zeskoczyłam z fotela odkładając gitarę na stałe miejsce. Podskoczyłam do "kuchennej" szafki i wygrzebałam z niej kawę. Wstawiłam wodę i powróciłam na fotel przyglądając się jak chłopcy zmagają się z próbą ogarnięcia kaca.
- Głowa mnie boli, kurwa, wiesz? - zwrócił się do mnie Hudson siadając na łóżku i robiąc głupią minę.
- Wiem - odparłam - Mnie też bolała, ale już mi przeszło.
Rzuciłam w jego stronę opakowanie tabletek przeciwbólowych i uśmiechnęłam się do niego nawet nieco współczująco..
- A ty Axl jak się masz? - zwróciłam się do wokalisty.
- Nieźle... - mruknął i odgarnął swoje długie włosy.
- Rozumiem. Wprawiony w bojach czy coś, tak? - spytałam i odpaliłam fajkę.
- Taa.
Zaczęłam mu się przyglądać i albo miał fatalny humor, albo był po prostu smutny, a smutnego Axla ma się ochotę ciągle przytulać.
- Coś się stało? - zagadnęłam nie spuszczając z niego oka.
- Nic - odparł, wstał i po prostu wyszedł z mieszkania.
- Co mu jest? - zwróciłam się do Hudsona, ale ten nie specjalnie wydawał się być zainteresowany moją wcześniejszą wymianą zdań z Rudzielcem.
- Chuj wie. Podaj mi wodę, błagam.
Reszta "poranka" minęła nam strasznie leniwie, Axl i Izzy wciąż nie wracali, a ja z Hudsonem i tak po jakimś czasie zasnęłam na kanapie.


Obudził mnie stłumiony hałas. Otwarłam leniwie jedno oko i zarejestrowałam Izzyego podłączającego swoją gitarę do pieca. Wydawał się być bardzo skupiony, ale po chwili rzucił w moją stronę ukradkowe spojrzenie. Widząc moje otwarte oko, delikatnie się uśmiechnął i powiedział cicho:
- Wstawać śpiące królewny, jak mamy mieć zespół to radzę wam sprężyć dupy i chociaż trochę pokazać że wam w ogóle zależy.
Zmierzyłam go zszokowanym spojrzeniem i odparłam:
- Jeśli to mial być żart, to ci nie wyszedł, Stradlin.
Ciemnowłosy chłopak rzucił na ziemię kabel i uśmiechnął się szeroko.
- Nie, to nie był żart. Nikt nie mówił że będzie ze mną łatwo.
Puścił do mnie oczko i odwrócił się tyłem grzebiąc coś we wzmacniaczu. Przez chwile myślałam nad sensem jego słów, a potem porzuciłam te przemyślenia dla ciekawości:
- Co wczoraj robiłeś? - spytałam przygryzając wargę.
- Coś co przyda się nam wszystkim. - odparł tajemniczo nie odwracając się do mnie.
- To znaczy?
- Poszukałem ich.
- Ale kogo?!
- Mojego zespołu. Axl twierdził, że tchórzę, bo zamierzam od nich odejść i boję się im to powiedzieć. Tymczasem wypiłem sobie grzecznie w domu wódkę i znalazłem ich w Rainbow, a przeszedłem chyba wszystkie bary na Sunset żeby tego dokonać. I powiedziałem im, że ja i Axl odchodzimy. Wiesz... Nawet się nie wkurwili. Bardziej byli zszokowani. Pytali dlaczego. Odpowiedziałem im wprost, że nie pasuje nam poziom zespołu. Gitarzysta po tym trochę się zdenerwował, basista wyglądał na zawiedzionego, a nasz perkusista na smutnego, nawet potem zatrzymał mnie i powiedział że on rozumie naszą decyzję i życzy nam powodzenia. Steven nie był złym perkusistą, a na pewno był dobrym przyjacielem. Taki trochę walnięty młody chłopak. Nawet zaproponowałem mu, że jak będzie chciał, to zawsze możemy go przyjąć jako perkmana. Mam nadzieję że nie macie nic przeciwko, bo i tak nie mamy nikogo. Powiedział że się zastanowi. Mam nawet nadzieję że się zgodzi. Bo i tak jego zespół przez nasze odejście bedzie stał w miejscu. Rozpierdoliliśmy nasz pierwszy zespół, zabawne.
Patrzyłam jak Izzy uwija się z przekładaniem kabli i tanich efektów własnej roboty opowiadajac mi tę historię. Kiedy skończył przytaknęłam głową i powiedziałam:
- No jasne że nie mamy nic przeciwko, każdy perkman by się przydał. I w ogóle to ciekawa historia, gratuluję Stradlin. - uśmiechnęłam się nieśmiało i westchnęłam. Spojrzałam na swoje prawe ramię. Odepchnęłam z niego kudłaty łeb Slasha i jednorazowo dźgnęłam go w brzuch, a ten momentalnie zapiszczał i otwarł szeroko oczy:
- Jak śmiałaś? - spytał z udawanym szokiem na twarzy. Przetarł dłonią oczy i zmierzwił włosy. - O, cześć Izzy, wybacz że mi się tak przysnęło.
- Witam. Jak się spało?
- Yyy.... No... W porządku chyba. - Hudson podrapał się po policzku i spojrzał na mnie jakby szukał jakieś odpowiedzi.
- To dobrze. - rzucił krótko Stradlin i zajął się dalszym rozkładaniem kabli. Nagle do mieszkania wpadł Axl z jakaś siatką.
 - Cześć wszystkim, mam coś dobrego - powiedział i rzucił Hudsonowi w ręce butelkę Nightraina. Podał jedną Izzyemu, jedną - dla siebie - postawił na stole, po czym podszedł do mnie i z uroczym uśmiechem wręczył mi butelkę jakby była ona jakąś nagrodą. Odpowiedziałam mu uśmiechem i spytałam:
- Co to?
- Najfajniejszy napój po Danielsie, mówię wam, zasmakuje - powiedział i rozsiadł się koło mnie na kanapie. - No spróbuj! - nalegał i kiwał zachęcająco głową. Nie miałam specjalnie ochoty na alkohol po wczoraj, ale bez zastanowienia otwarłam butelkę i pociągnęłam sporego łyka.
- Dobre. - skomentowałam i posłałam Axlowi spojrzenie które trochę zraniło jego pewność siebie.
- Wiem że dobre - mruknął i spojrzał na Hudsona który poszedł w moje ślady.
- Dobre. - odparł podobnie Hudson i stuknęliśmy się butelkami. Izzy i Axl również otwarli Nightrainy i po chwili siedzieliśmy na ziemi w kółku i chlejąc gadaliśmy o jakiś pierdołach.
- Ej no - rzuciłam w końcu - Mieliśmy chyba grać, tak? Panie Stradlin, nie tędy droga. - dokończyłam wskazując głową trzymaną w jego dłoniach butelkę.
- Cicho - mruknął i sięgnął po gitarę.
- To co gramy? - spytał Hudson i wstał żeby móc podłączyć swojego strata do pieca. Poszłam w jego ślady również wyczekując odpowiedzi na Slashowe pytanie.
- Coś - odparł od niechcenia Izzy i oparł się o ścianę.
- Dobra, a więc zagramy coś. - Hudson włączył wzmacniacz i przełożył gitarę przez ramię. - Ostatnio sobie coś takiego wymyśliłem. Duff, graj to co niedawno wymyśliłaś, wiesz o co chodzi, to co ci mówiłem że jest fajne. Połączyłem sobie to w całość, a raczej wymyśliłem riff pod twoją basową solówkę i wyszło zajebiście, no dalej, ja zacznę grać i ci powiem kiedy wejść.
- Eeee? - spytałam niepewnie, ale Hudson wydawał się być bardzo dumny ze swojego pomysłu i zaczął grać coś bardzo przyjemnego. Na jego znak niepewnie uderzyłam w drugą strunę i zaczęłam grać w kółko to co sobie niedawno z nudów wymyśliłam. Musiałam przyznać, że brzmiało nieźle. Uśmiechnęłam się szeroko i zerknęłam na Izzyego i Axla których chyba zatkało. Siedzieli i patrzyli, Axl miał otwarte usta, a Izzy szeroko otwarte oczy. Kiedy Hudson zakończył, tłumacząc że dalej jeszcze musi to dopracować, Izzy zmierzwił sobie nerwowo włosy i spytał:
- Yy.. Sam to wymyśliłeś..?
- No raczej że sam, drugiego takiego riffu nie znajdziesz - odpowiedział zadowolony Hudson i uśmiechnął się do siebie.
- To było zajebiste. Myślę, że można by popracować nad dalszym ciągiem i tekstem. - dodał Izzy i zerknął na Axla który ochoczo przytaknął.
- Mam taką mała propozycję - wtrącił Hudson - żeby był to kawałek o takim rockowym życiu w L.A.
- Co masz na myśli? - spytał Izzy ściągając niepewnie brwi.
- Wstajesz rano, pijesz kawę i palisz zamiast jedzenia śniadania, na obiad jakieś fryty które popijasz Nightrainem, po południu troszkę dragów i na wieczór trochę więcej Nightraina, co jest troszkę jakby ryzykowne to wszystko, chyba o to. - powiedziałam i zaśmiałam się widząc to wszystko przed oczami.
- No w sumie to chyba o to - powiedział Hudson i powtórzył nowy riff.
- Cóż za piękna, destrukcyjna dieta. - mruknął Izzy i przymknął powieki.
- Więc niech to będzie kawałek o diecie - dodałam entuzjastycznie. - Np. nazwijmy go "Crash Diet".
- Zajebiiiście! - powiedział Hudson i objął mnie ramieniem. Posłałam mu dumne spojrzenie i oboje spojrzeliśmy na pozostałych.
- Spoko - odparł Izzy, a Axl podniósł w górę lewy kciuk. Od tego dnia zaczęliśmy pracować nad naszym pierwszym poważnym utworem. Gdyby tylko tak bardzo nie brakowało perkusisty.....

sobota, 16 marca 2013

IV. Kill The Lights

[ Hudson ]


"Od dzisiaj jestem Slashem, zawsze chciałem mieć jakieś przezwisko a tu proszę, pierwszy wieczór w L.A.,  najebana Duff i kilka szklanek Danielsa i załatwione. Tak, zdecydowanie tylko to zaprzątało teraz moje myśli, przed oczami miałem nasze koncerty i składanie autografów - jakie to cudowne że po alkoholu wszystko wydaje się takie łatwe i piękne. Musimy napisać o tym piosenkę. Koniecznie." - moje myśli były tak zabawne i nieogarnięte jak cała ta sytuacja. Jak Duff która oparła się o ścianę i gdyby nie jej uśmiech to pomyślałbym że już dawno śpi. Jak Axl, który tu z nami przyszedł i ani razu nie pofatygował się nas znaleźć i wypić z nami chociaż jednej szklanki whiskey. Jak ci wszyscy ludzie co łazili tam i z powrotem dealując i chlejąc na potęgę. Mógłbym tak jeszcze wymieniać długo, ale nagle całą knajpę rozniósł się czyiś głos wspomagany przez mikrofon.
- Jesteście gotowi na ostre pierdolnięcie? Tak? Przed wami Mötley fucking Crüe!
Tłum pod sceną oszalał.
- Idziesz? - spytałem Duff, a ta jak na komendę otwarła oczy i wstała. Lekko się zataczając i podtrzymując się ściany, dziewczyna pociągnęła mnie za rękę i wlazła w tłum. Wprawieni w bojach dopchaliśmy się pod samą scenę i krytycznym okiem przyjrzeliśmy się zespołowi na scenie.
- Nie wyglądają najgorzej... - powiedziałem do Duff, a ta wzruszyła ramionami i razem z tłumem zaczęła się drzeć. Westchnąłem, ale alkohol zrobił swoje i po chwili bawiłem się już zajebiście. Nagle przypadkowo spojrzałem w dół i dostrzegłem coś co mnie zaintrygowało. Z tylnej kieszeni spodni Duff wystawała jakaś folijka za którą pociągnąłem i od razu schowałem łup do swojej kieszeni w spodniach. Kiedy byłem pewien że na mnie nie spojrzy, delikatnie wysunąłem sobie z kieszeni znalezisko i przyjrzałem mu się dokładnie. Zszokowałem się nieco dochodząc do wniosku że to są dragi, no i to sporo dragów. Nie sądziłem że Duff będzie ćpała. Beze mnie, oczywiście. 
Zaśmiałem się w duchu i tym razem to ja pociągnąłem ją za rękę.
- Co robisz? - spytała obrzucając mnie spojrzeniem, które znaczyło że się dobrze bawiła a ja jej to zepsułem.
- Chodź ze mną - powiedziałem i szarpnąłem ją w stronę kibla. Stanęła i wskazała na toaletę ściągając niepokojąco brwi.
- Tam? - spytała spokojnie czekając na moją reakcję.
- No chyba mi ufasz, prawda? - rzuciłem i nie czekając na jej reakcję, uśmiechnąłem się i ponowiłem ciągnięcie jej w stronę drzwi. Oczywiście kolejka była kilometrowa ze względu na rytuał ruchania się w kiblach na każdym kroku, więc już po pięciu minutach stania pod ścianą i tłumaczenia Duff że mam niespodziankę, wkurwiłem się i wyszedłem z nią na zewnątrz. Dopiero teraz dotarło do mnie to jak w środku było gorąco. Zapaliłem fajkę i poczęstowałem blondynkę która była coraz bardziej zła na moje tajemnicze zachowanie. 
- No nie gniewaj się - powiedziałem i podszedłem by ją przytulić. - Wrócimy na koncert, obiecuję, tylko najpierw musimy coś zrobić.
Znów ten jej wzrok. Uwielbiałem ją denerwować.
- Powiesz mi w końcu co wymyśliłeś? - powiedziała lekko się uśmiechając zamiast odwzajemnić uścisk i odsunęła się ode mnie. Zabawne jak łatwo było ją zirytować, szczególnie po alkoholu.
- Powiem ci. Tylko nie tutaj. - rzuciłem i zacząłem zmierzać ku najciemniejszej części ulicy jaką tylko byłem w stanie dojrzeć. Oczywiście Duff podreptała za mną i już po chwili znowu czułem na sobie ten jej pełen zażenowania i zniecierpliwienia wzrok. Zastanawiałem się czy być skurwielem i pobawić się z nią jeszcze trochę czy pozwolić jej w końcu wrócić na koncert po udanej akcji z dragami. 
- Czekam - warknęła, ale odwracając wzrok widziałem jak się uśmiecha. No dobra. Czas zacząć.
- Wiesz, wypadło ci coś... - powiedziałem i podałem jej woreczek. Przez chwilę mierzyła go zaskoczonym wzrokiem, a potem zmierzyła mnie.
- Nie mogłam tego zgubić, albo ty byś tego nie znalazł w tym tłumie. - powiedziała a ja nie za bardzo wiedziałem co odpowiedzieć. 
- Yy... No dobra. - westchnąłem. - Wystawało ci z kieszeni, wyciągnąłem i zobaczyłem to.
- No i co z tego? A poza tym kto ci kazał to w ogóle ruszać?
- A co jeśli bym się o ciebie martwił? - spytałem inteligentnie i przez kilka długich sekund nie otrzymywałem odpowiedzi z racji jej zaskoczenia, więc dodałem: - ...ale że się o ciebie nie martwię to po prostu przyszedłem to przyćpać tutaj z Tobą.
Objąłem ją ramieniem i poczekałem na jej reakcje.
- W porządku. - odparła. - Tylko może to wszystko było dla mnie i za moje pieniądze, co? - dodała i zaczęła przyglądać się opakowaniu.
- Nie pozwoliłbym ci tyle tego gówna wziąć. Kasę ci może oddam, ale jeszcze zobaczymy co zrobimy. Dalej, dawaj tego. - powiedziałem krótko i przykucnąłem przy ziemi a ona poszła w moje ślady. Wciągnęliśmy kilka sporych kresek i jeszcze nigdy nie czułem się tak fajnie. Już po krótkim czasie, zachciało mi się wszystkiego. Sam zaproponowałem Duff powrót na koncert. Pod sceną nosiło nas jak głupków, ale nie przejmowaliśmy się tym zbytnio. Obraz stał się taki wyraźny, że aż bolał. Moje wyczulone zmysły, a raczej zmysł wzroku dostrzegł po prawej stronie przy scenie Axla, który z butelką wódki w ręce komentował zawzięcie Mötley Crüe. Nie wiem jak to zrobiłem, ale w sekundę, a nawet i mniej, byłem tuż obok niego i po prostu stanąłem na przeciw czekając na to co zrobi.
- Jak się bawicie, Hudson? - spytał mnie Axl spoglądając na mnie wzrokiem Starego Alkoholika.
- Od dzisiaj jestem Slash. - wyrzuciłem te słowa z prędkością światła i wyrwałem Axlowi wódkę z rąk. Wziąłem kilka łyków i uśmiechnąłem się do Axla który mało rozumiał z całej tej sytuacji. - A bawimy się zajekurwabiście. - dodałem i po prostu zawróciłem, szukając wzrokiem Duff. Siedziała na brzegu sceny i uśmiechała się do basisty. Omiotłem go spojrzeniem i zachciało mi się śmiać. Transwestyta jebany. Przypomniało mi się czemu Axl za nimi nie przepada i prychnąłem jeszcze raz spoglądając na zespół. Właśnie skończyli kawałek i basista przybił piątkę z Duff mówiąc jej coś do ucha. Zaśmiała się i przytaknęła na coś głową po czym puściła do niego oczko. Nie wiem kiedy znalazłem się przy barze, wziąłem sobie jeszcze jedną whiskey i to była ta jedna za dużo. Po części urwał mi się film. Wiem, że znalazłem się znów obok Duff, która wesoło opowiadała mi o kimś kim był Nikki Sixx i kazała mi patrzeć na jego włosy, ale ja już powoli z trudem patrzyłem nawet na tłum wokół mnie więc grzecznie ją przeprosiłem i wyszedłem na zewnątrz. Świeże powietrze dobrze mi zrobiło i wiedziałem, że już dzisiaj chyba nie wejdę do środka. Ludzie witali się ze mną nawet mnie nie znając. A mnie się chciało rzygać. Trochę bawiła mnie ta sytuacja i wszystko to o czym myślałem. Zacząłem się zastanawiać nad tym co bym teraz robił gdybym był w Polsce. No tak, pewnie spał, ale jednak może byłbym na jakiejś szałowej superimprezie z polskim alkoholem i polskim papierosami. Pomyślałem o rodzicach. Trochę mnie to przeraziło więc wróciłem myślami do L.A. Poczułem jak tracę równowagę więc oparłem się o ścianę i zacząłem głęboko oddychać. Poszukałem wzrokiem Duff, albo chociaż Axla, ale byłem sam, nie licząc tego całego tłumu wokół, ale oni i tak by mi nie pomogli. Osunąłem się po ścianie na ziemię i w tej pozycji przetrwałem parę minut, ale nie było to dobre miesjce do zgonowania. Podpełzłem do ulicy. Siedząc na krawężniku z głową opartą na kolanach, trochę żałowałem że tyle wypiłem a do tego przyćpałem, a z drugiej strony był to najlepszy początek życia w Los Angeles jaki mogłem sobie wymarzyć. No, prawie najlepszy. Mógłbym np. grać dzisiaj koncert albo chociaż mieć trochę więcej hajsu przy dupie.
Nie wiem ile tam siedziałem i myślałem, ale nagle poczułem na swoich nieco zmarzniętych ramionach czyjeś ciepłe dłonie, których i tak bym nie pomylił z żadnymi innymi.
- Szukałam cię wszędzie... - powiedziała spokojnie Duff i usiadła koło mnie kładąc mi łeb na ramieniu. - Tobie też jest tak niedobrze?
- Mhm - mruknąłem bo nie miałem siły ani podnieść głowy, ani co dopiero się odezwać.
- Mogę coś dla ciebie zrobić? - spytała i odgarnęła mi włosy z twarzy.
- Y-y. 
- Nie jest ci zimno?
- Mhm.
- Chcesz iść do domu?
- Mhm.
- A dasz radę iść?
- Y-y.
- To mamy problem....
Tak bardzo cieszyłem się że mnie znalazła, że w ogóle ktoś się mną zainteresował, ale nie miałem nawet siły się odezwać. Ani isć do domu. Ani nic zrobić, ale jednak i tak byłem szczęśliwy. Siedziałem tak z Duff nie wiem ile czasu, ile minut a nawet godzin, ale powoli zaczynało się robić luźno, wiara coraz więcej wychodziła z Whiskey niż wchodziła. Chyba mi się przysnęło, ale w końcu byłem w stanie podnieść głowę i spokojnie omiotłem spojrzeniem teren wokół nas. Przez chwilę nabrałem sił żeby iść do domu ale dopiero po chwili zorientowałem się, że Duff po prostu spała. Nie za bardzo wiedziałem co mam zrobić, bo wciąż kręciło mi się w głowie, więc niezbyt delikatnie nią potrząsnąłem.
- Duff, chodź do domu. - powiedziałem krótko i zacząłem wstawać, kiedy tylko ta podniosła głowę.
- Coooo? - spytała niewyraźnie wciąż nie otwierając oczu. Teraz to ja poczułem się za nią odpowiedzialny i postawiłem ją na nogi, ale chwiała się jakby była z materiału.
- Idziemy do domu. - powtórzyłem szybko i obejmując ją asekurująco, zacząłem iść w kierunku domu. Pomyliłem chyba z dziesięć bram zanim wszedłem z Duff do odpowiedniej, a i tak nie byłem pewien czy to tutaj. Nie wiedziałem która godzina. Zacząłem walić do drzwi pod schodami. Minuta. Dwie. Trzy. W końcu szczęk zamka i w drzwiach stanął nieprzytomny Izzy.
- Szybko jesteście - rzucił ospale i wpełzł z powrotem pod koc. Najdelikatniej jak potrafiłem podprowadziłem Duff do łóżka i ułożyłem ją wygodnie. Sam nie wiedziałem skąd wziąłem na to wszystko siłę i umysł. Zamknąłem drzwi na klucz i ciekawsko spojrzałem pod stół. Axla jeszcze nie było. Umierałem z ciekawości która jest godzina i chyba zastanawianie się nad tym sprawiło, że po prostu, jak taki debil zasnąłem sobie na siedząco. Ostatnią rzeczą jaką z tego dnia zapamiętałem było to żeby nie zapomnieć się położyć, ale cóż, zdarza się.

wtorek, 12 marca 2013

III. Slow Down

Ponieważ spodobało się to co zaczęłam pisać, to mam zamiar to kontynuować xD
Chata aktualnie wolna, "Back From Cali" bardzo ładnie na całą głośność wraz z moim akompaniamentem (?) haha, trochę umilam sobie czas przez okno i mogę ładnie pisać dalej.

Chciałam w sumie powiedzieć tylko, że mam zamiar zacząć umieszczać jakieś obrazki i z góry mówię, że one będą się niestety powtarzały wraz z tymi z poprzedniego opowiadania. Więc jak coś to przepraszam.




~*~

[ Duffy ]


Wyleciałam z Hudsonem pod ręką na zatłoczoną ulicę wieczornego Sunset Strip, wreszcie poczułam to co chciałam poczuć będąc jeszcze daleko stąd. To, czyli ten klimat Los Angeles, którego nie da się opisać, bo trzeba to przeżyć. Całe ulice tonęły w ludziach wyglądających podobnie do nas, tutaj wszyscy żyli tym samym rytmem i oddychali tym samym powietrzem. Litry alkoholu, morza fajek i góry dragów. Po prostu pięknie. 
Z zamyślenia wyrwał mnie osobliwie skrzekliwy głos, którego przysięgłam sobie, że nie pomylę z żadnym innym na świecie, już nigdy. 
- Kurwa, czekajcie, lecicie jak stado wygłodniałych bestii, Sunset wam nie ucieknie, spokojnie... - dyszał Axl i uwiesił mi się na ramieniu. 
- Nic nie rozumiesz, to nasz pierwszy taki prawdziwy wieczór w tym miejscu, daj nam się wyszaleć - powiedział Hudson i odetchnął głęboko spoglądawszy na Axla.
- Nie ważne. I tak... 
Rudzielec nie dokończył bo wsadziłam mu w usta fajkę którą zgrabnie mu podpaliłam, unikając zderzenia z jakąś najebaną kolesiarą. 
- Na zdrowie Ci, Axl - rzuciłam ze słodkim uśmiechem i teatralnie odepchnęłam go od siebie. Kątem oka dostrzegłam jak prawy kącik jego ust wędruje wysoko do góry i z tajemniczym uśmiechem podskoczył by dotrzymać nam kroku.
- Nie mów za dużo bo tak będzie lepiej dla nas obu. - powiedział i poczochrał mi włosy.
- A co jak nie przestanę? - spytałam rzucając mu pytające spojrzenie przyozdobione odpowiednim uśmiechem.
- Nie chcesz wiedzieć... - szepnął i przyśpieszył kroku znikając w tłumie przed nami. Nie za bardzo wiedziałam o co mu chodziło więc tylko wzruszyłam ramionami spoglądając na Hudsona.
- Co? - spytał i wyciągnął z kieszeni fajki.
- Nic, głupi głupku - powiedziałam wesoło i objęłam go wyciągając mu z ust fajkę i sama sobie ją podpalając.
- No ej... - zaśmiał się i rzucił się na mnie w celu odzyskania papierosa. - Tak się nie bawimy!
- No to najpierw mi tą faję odbierz! - rzuciłam wesoło i zaczęłam robić dziwne uniki, aż w końcu mnie złapał  i mocno do siebie przyciągając już chciał pozbawić mnie szluga, kiedy wypuściłam dym prosto na jego twarz, co na chwilę go zdekoncentrowało i pozwoliło mi na dalszą ucieczkę. 
- Wracaj tutaj natychmiast! - powiedział śmiejąc się jak idiota, ale ja zdążyłam już rzucić fajkę na chodnik i ładnie przygnieść zacnym kowbojkiem. 
- Chcesz żebym potraktowała Cię jak Axla? - spytałam i posłałam mu zawadiacki uśmiech.
- To znaczy? - spytał rozbawiony i odwrócił się żeby mnie poszukać. Ale byłam szybsza i wskoczyłam mu zwinnie na plecy, co totalnie go zaskoczyło.
- To znaczy że będziesz miał swoją ukochaną fajkę - powiedziałam mu we włosy i wyciągnęłam z paczki papierosa wtykając mu go do ust. - Teraz pasuje?
Podpaliłam mu go i czekałam na odpowiedź.
- Tak. - powiedział krótko, ale z szerokim uśmiechem, który był dla mnie jednoznaczny z "pracą wykonaną idealnie". Uśmiechnęłam się do siebie i przytuliłam się mocno do jego kudłatego łba. Jak ja to lubiłam! Piękną chwilę przerwał powrót Axla, który wyłowił nas wzrokiem spośród tłumu.
- Aaa, tu jesteście, wiecie, dziwnie wyglądacie - rzucił z wyrzutem i spojrzał na mnie przykrym wzrokiem. Na ten widok zaśmiałam się cicho i zeskoczyłam z Hudsona, obejmując Rudego.
- Gdzie byłeś, lepiej powiedz? - spytałam wesoło.
- Mieszkam tu już troszkę i poszedłem dowiedzieć się, gdzie dzisiaj najlepiej pójść. - odpowiedział teatralnie zaczynając przyglądać się swoim paznokciom. Szturchnęłam go zaczepnie, a on nie odwracając wzroku od swoich dłoni uśmiechnął się szeroko.
- No to powiesz, jaką niespodziankę dla nas szykujesz?! 
- Ano. Zabiorę was do najzajebistszego miejsca na Sunset. I to na co? Na koncert.
Wymieniłam z Hudsonem pełne podziwu i zaciekawienia spojrzenia i obeszliśmy Axla z dwóch stron.
- No to mów jaki koncert! - wtrącił Hudson wpatrując się w Rudego.
- I gdzie! - dodałam szybko przygryzając w zniecierpliwieniu wargę.
- Idziemy na koncert  Mötley Crüe you fuckers ! - powiedział wesoło, ale w jego oczach dostrzegłam dziwny błysk.
- Mötley Crüe, super, taaaak, eee, no taaak! - wydarł Hudson, który chyba nie był do końca pewny czy wie co to i czy poprawnie zareagował. Westchnęłam i odciągnęłam na chwilę Axla na bok.
- Co z tym Mötley Crüe? - zapytałam z trudem akcentując wymowę zespołu i przyglądając się uważnie jego reakcji.
- Nic a co ma być - odparł zbywająco i spojrzał w górę.
- Nie lubisz ich?
- Lubię... Ale nie żeby coś, żebym się czepiał, no ale wyglądają trochę jak transwestyci ! - jego uśmiech pobladł wraz z głupawą miną. Zastanowiłam się przez chwilę nad sensem jego słów i wybuchnęłam głośnym śmiechem.
- Aha. - powiedziałam krótko i wróciłam do Hudsona który spojrzał na mnie pytająco, a ja ze spojrzeniem pełnym ironii wytłumaczyłam - Axl nie lubi Mötley Crüe bo wyglądają jak transwestyci!
Hudson również zaczął się śmiać ale nagle spoważniał.
- Chcę to zobaczyć. - powiedział po czym znów wybuchnął śmiechem, którym zaraził mnie i Axla, który zaczął nas pouczać żeby nie śmiać się z jego wniosków wyciągniętych na temat zespołu który dzisiaj zobaczymy. Przez chwilę szliśmy co chwilę mówiąc do siebie "Mötley Crüe" (ta nazwa miała w sobie coś co nas urzekło) aż w końcu, Axl stanął na środku zatłoczonego chodnika i uśmiechnął się.
- Co - spytaliśmy równo z Hudsonem, co znów wywołało falę śmiechu.
- Jesteśmy na miejscu - odparł i wskazał głową COŚ za nami. Odwróciliśmy się delikatnie i przed nami ukazał się spory budynek, z dużym napisem "Whisky A GoGo". Staliśmy dobrych kilka metrów od wejścia, bo wszędzie kłębiło się tyle wiary. Same ćpuny, imprezowicze i zjarańce, na motocyklach i w kabrioletach, na ziemi i na murach, totalnie ludzie byli wszędzie. Uśmiechnęłam się na ten widok czując, że tutaj należę. Spojrzałam na Hudsona który omiatał wzrokiem otoczenie, wyraźnie zafascynowany.
- Jak się podoba? - spytał znienacka Axl kładąc jeden łokieć na ramieniu Hudsona, a drugi na moim.
- No a jak myślisz? - spytał Hudson i zmierzwił sobie włosy.
- Nie wiem, ja jestem przyzwyczajony - rzucił szarmancko Axl i przywitał się z kilkoma punkami przechodzącymi akurat obok. 
- Idziemy. - odparłam krótko i zaczęłam przepychać się przez tłum. Co chwilę ktoś witał się z Axlem, a dziwnie przyglądał się mnie i Hudsonowi. Przez chwilę poczułam się dziwnie, ale ową dziwność zastąpiło nagle uczucie totalnej fascynacji miejscem w którym się znalazłam. Weszłam do knajpy, dość rozległej w środku, a jednak tłum sprawiał jakby była malutka. Przede mną co chwilę ktoś dealował dragami, kelnerki w kusych sukienkach nosiły litry alkoholu, wszędzie było czuć marihuanę, na scenie grał jakiś malutki bluesowy zespolik, a w osobliwych i szczerze mówiąc - pomysłowych klatkach po bokach sceny, przygotowywały się tancerki do występu wraz z gwiazdą wieczoru.
- Nie wiem czy jest szansa na wolny stolik - usłyszałam za sobą Axla, ale nie zwracałam na niego szczególnie uwagi i parłam dalej do przodu przez tłum. Podeszłam pod samą scenę i patrzyłam chwilę na występ szalonego starszego człowieka z gitarą. Axl dostrzegł jakiegoś kolesia w kowbojskim kapeluszu i drąc się "Jerry, kupe lat!" zniknął z nim za barem, a Hudson stanął koło mnie i przyglądał mi się jakbym upadła na łeb. Za to mnie zaczynało się podobać i powiedziałam do niego dyskretnie:
- Postaw mi drinka, mój drogi gitarzysto.
Hudson zmierzył mnie zszokowanym spojrzeniem po czym gestem nakazał mi zostać tu gdzie stoję i zniknął w tłumie. Momentalnie wokół mnie pojawili się jacyś faceci, jeden proponował wspólne pójście do kibla więc zarobił w mordę, drugi wciskał mi heroinę, a trzeci fetę (i nikomu nic nie mówiąc zakupiłam troszeczkę - uzyskawszy pewność że jest "najlepsza w mieście"). Śmiałam się z własnej głupoty i naiwności i już miałam pójść "siku", kiedy zjawił się Hudson z dwoma szklankami whiskey. Opróżniłam swoją szklankę dwoma łykami i powiedziałam do niego z wyrzutem:
- Chodź, pokażę ci jak to się robi w L.A.
- A co ty wiesz o L.A.? - zaśmiał się, ale za mną podążył.
- Zobaczysz - powiedziałam tajemniczo i nakazałam mu zostać tu gdzie stał, po czym zbliżyłam się do baru. Usiadłam na wolnym stołku i mrugnęłam do barmana, który wyglądał na najbardziej odpowiedniego do mojej akcji, a który momentalnie się koło mnie zjawił.
- Co podać? - spytał mierząc mnie wzrokiem i uśmiechając się że niby zalotnie.
- Nie pamiętasz mnie? - zaczęłam przedstawienie. Zmieszany barman odwrócił na chwilę wzrok i powiedział.
- Wydaje mi się że... nie?
- Tak też myślałam że nie... A ta noc była taka piękna..... Szkoda że na koniec mnie olałeś i uciekłeś, nazywając mnie dziwką. Masz wobec mnie dług, skurwielu.
Widząc moje wściekłe spojrzenie, barman wytrzeszczył na mnie oczy i jeszcze bardziej zmieszany odwrócił się patrząc czy nikt nas nie podsłuchuje.
- Ale że niby kiedy ?!
- No przecież nie dzisiaj i nie wczoraj. Nawet nie tydzień temu.
Obserwowałam jak zaczyna się trząść, więc widząc złotą obrączkę na jego palcu, postanowiłam zagrać vabank i szepnęłam mu do ucha:
- Nie chcesz żeby twoja kobieta się o tym dowiedziała, prawda?
Chyba tego było za wiele, bo mężczyzna spojrzał na mnie wrogo i odparł:
- Czego chcesz?! Pieniędzy? Myślisz że ci dam? Albo chociaż w to uwierzę? - zaczął i rzucił w blat ścierką którą przecierał kufle. Dostrzegłam jak z jego spodni wystaje coś w rodzaju identyfikatora, rzuciłam na to dyskretnie wzrokiem i odczytałam imię "Thomas".
- Jedna darmowa butelka Danielsa, uratuje sprawę.... Thomas.
Zszokowany spojrzał na mnie i wypowiedziawszy wiązankę przekleństw dyskretnie podał mi butelkę. Nie wierzyłam że mi się udało, a jednak. 
- A teraz won stąd. I nie pojawiaj się tutaj więcej. - rzucił i zaczął obsługiwać innych klientów.
- Dzięki Thomas. Jesteśmy kwita. - ponownie do niego mrugnęłam i schodząc z gracją ze stołka, nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, ale musiałam się opanować. Hudson stał nieopodal i patrzył we mnie z niedowierzaniem kręcąc głową.
- Ale jak... ?! - powiedział widząc moją zdobycz.
- Normalnie. Urok osobisty. - powiedziałam i pociągnęłam go za rękę. Nagle gwałtownie zawróciłam, co spowodowało kilka kolizji na drodze ruchu miedzy barem A a barem B, ale malutki stoliczek między dwoma ścianami był tego wart. Usiedliśmy, zupełnie zapominając o Axlu i całym świecie. Zapaliliśmy po fajce i otwarliśmy naszą (moją) zdobycz. Minęło zaledwie kilkanaście minut gdy butelka była pusta, a my mieliśmy już idealne fazy. Siedzieliśmy i gadaliśmy o wszystkim, totalnie, od polityki po dzikie orgie w środku dżungli. 
- Czaisz, czuję się tak zajebiscie... - powiedziałam i omiotłam rozbieganym wzrokiem zatłoczony bar.
- Ja też... Tak trochę... Czuję się jak pusty mózg, hahaha - zaśmiał się Hudson a ja razem z nim.
- A ja jak przeładowany pociąg, latam jak samolot, czujesz to? Haha - nie miałam pojęcia czemu to powiedziałam, ale spodobało mi się to.
- Chcę się tak poczuć dzisiaj jeszcze raz - dodał Hudson z głupawym uśmiechem.
- A co, już sie tak nie czujesz? - spytałam zdezorientowana, ale ani na chwilę nie tracąc humoru.
- Żartowałem Duff - powiedział, ale moje imię zabrzmiało teraz bardziej jak "Puff", co wprawiło mnie w wielkie rozbawienie.
- Co cię tak bawi? 
- Nic, Slash - odparłam i śmiałam się dalej.
- Co? Sla... Slash? - spytał zapalając fajkę i jednocześnie rozkminiając to co powiedziałam.
- Chciałam powiedzieć Saul, ale musisz mi wybaczyć tą pomyłkę, najebana jestem i wyszło Slash czy coś. - odparłam rozbawiona.
- Podoba mi się to, wiesz? Możesz mi mówić Slash. "Slash". - w kółko zaczął powtarzać to słowo, a ja nie mogłam już wytrzymać ze śmiechu.
- Slash i Duff to Sluff, wiesz? - spytałam głupawo a on podłapał temat i przez kolejne długie minuty rozmawialiśmy o Sluffie. Poszły jeszcze trzy szklanki whiskey i kilkanaście papierosów.
Ten wieczór zdawał się nie mieć końca, a przed nami dopiero był koncert Mötley Crüe. Zdążyliśmy o nim zapomnieć, kiedy zespół wszedł na scenę i rozbrzmiały pierwsze riffy.

niedziela, 10 marca 2013

II. Welcome To The Jungle

II

Izzy pchnął drzwi i cała czwórka znalazła się w ciemnym korytarzu. Axl pstryknął kontakt i blade światło oświetliło pomieszczenie. Duff zaczęła rozglądać się po tym miejscu i trochę ją ono zaskoczyło, bo wyglądało na całkiem przyzwoite, o ile można zachwycać się korytarzem. Widziała jak Izzy maca się po kieszeniach i nagle wyciąga jakiś spory klucz. Pomyślała że pewnie będą wchodzić po schodach na górę więc stanęła na pierwszym schodku, ale chłopak obszedł schody i zniknął pod nimi. Duff spojrzała na Hudsona ale ten nie wydawał się jakiś specjalnie zaskoczony.
- Witajcie w naszych bardzo skromnych progach - powiedział cicho Izzy i zaprosił gości do środka. Było to prawie normalne mieszkanie, tyle że składało się tylko z jednego, ale za to dużego pokoju, oraz z łazienki. Wszędzie panował straszny bałagan, walały się ciuchy, butelki i inne dziwne rzeczy. Na środku pokoju stała rozłożona kanapa, obok niej mały, nieciekawy stół, a pod stołem wyraźna imitacja drugiego łóżka, zrobionego z kilku warstw koców, ciuchów i poduszek. Na lewo był duży zielony fotel który przypominał tron dla jednej z gitar Izzyego. Na wprost wejścia, pod ścianą stała duża meblościanka pełniąca od razu rolę kuchni. Nawet lodówka tutaj była, a co najlepsze, nawet pralka. Na ścianach wisiały sporych rozmiarów plakaty z zespołami w typie Aerosmith oraz te przedstawiające półnagie kobiety. Na każdym wolnym kawałku mebli walały się kasety i płyty, oraz kostki do gry na gitarze, kable i struny. Po prawej stronie pod oknami stały trzy, różnej wielkości wzmacniacze. Widząc to wszystko, Hudson zastanawiał się z czego wynika to że im się tak powodzi. Bo im się w zasadzie powodziło, przynajmniej na takich wyglądali. Grali w zespole, mieli całkiem fajne mieszkanie jak na ich dwóch i spory dobytek.
- Rozgośćcie się, tylko może być problem z miejscem do spania... - rzucił Axl i od razu skierował się do lodówki trzymając się za brzuch i mijając Izzyego który rzucił się na kibel.
- Dzięki - powiedzieli chórem Duff i Hudson i nieśmiało ułożyli swoje rzeczy na ziemi obok kanapy. Dziewczyna nie dość że widziała nieco podwójnie z racji ilości wypitego alkoholu, to jeszcze była tak zmęczona, że wiedziała że nie utrzyma się na nogach ani pięciu minut dłużej.
- Hudson...?  - zaczęła cicho.
- Co? - spytał chłopak i usiadł na kanapie wskazując na miejsce obok siebie. Blondynka usiadła i od razu opadła z sił i ułożyła swój kudłaty łeb na kolanach przyjaciela.
- Zaraz umrę - szepnęła i odsunęła sobie włosy z twarzy - Tak cholernie bardzo chce mi się spać, proszę nie każ mi już nic więcej robić.
Zaskoczony chłopak spojrzał na jej szczęśliwy uśmiech z racji wymarzonego odpoczynku i poklepał ją lekko po ramieniu.
- Dobrze, śpij, potem coś wymyślę - powiedział i sięgnął z ziemi koc którym okrył Duff. W międzyczasie wrócił Axl który z pełną gębą zaczął wymyślać różne wersje tego gdzie goście mogliby spokojnie pójść spać.
- To może ja wam ładnie wymoszczę kącik pełen koców i poduszek tak jak moje superlegowisko? - spytał z entuzjazmem wskazując głową na bałagan pod stołem. Hudson uśmiechnął się krzywo i powiedział:
- Obojętnie gdzie, nie chcemy robić problemu.
Axl zaczął chodzić w kółko, w końcu stanął przed Hudsonem i wlepił wzrok w Duff.
- A ta co? - spytał z nutką pretensji w głosie.
- Śpi - odparł spokojnie Hudson i poprawił koc na ramieniu blondynki.
- No to może....
Urwał w pół zdania bo z łazienki wyleciał Izzy i od razu zaczął nawijać:
- Nie ma mowy o żadnym spaniu w kącie, zjebie, to są nasi goście, do tego jednym z nich jest dziewczyna i trzeba to jakoś uszanować czy coś, będą spali na mojej kanapie, a ja sobie znajdę miejsce w kącie - powiedział spoglądając wrogo na rudzielca.
- Zakochałeś się Jeffrey? - zakpił Axl i podniósł ręce do góry w obronnym geście gdy ten rzucił w niego jakąś koszulką podniesioną z ziemi.
- Nie, Williamie, po prostu staram się być uprzejmy, kurwa - stwierdził i posłał uśmiech zdezorientowanemu Hudsonowi który nie za bardzo wiedział o co chodzi. Izzy jakby czytając mu w myślach stanął przed nim i ukłonił się lekko.
- Moje prawdziwe imię to Jeffrey Isbell. Ale nie używam go. Za to Axl przedstawił się wam w pełni już w Roxy, prawda? - rzucił pytające spojrzenie na rudzielca a ten pokiwał tylko głową i znów zajrzał do lodówki. Hudson odpowiedział za chłopaka że owszem i spuścił wzrok na ziemię. Jeffrey przenosił wzrok z Hudsona na Duff i z powrotem.
- Biedna ta dziewczyna, taka zmęczona - powiedział cicho, twierdząc zaraz potem w myślach, że było to bardzo bez sensu.
- Taa... - Hudson posłał zmieszany uśmiech brunetowi a ten podszedł do kanapy i zaczął z niej zwalać ciuchy, pudełka po pizzy, kasety i inne rzeczy.
- Sorry kuźwa za ten bałagan, ale tak właśnie tutaj jest. Witajcie w L.A.
Widząc lekko mroczny uśmiech Izzyego, Hudsona aż coś zabolało. Jednak nie zraziło go to do dalszego myślenia o L.A. w inny sposób niż tylko w ten że jest to najlepsze posunięcie w jego życiu. W jego i Duff.
- Dzięki - odpowiedział cicho i przesunął nieco blondynkę, żeby Isbell mógł powyciągać spod niej kilka par koszulek i jedną rozwaloną kasetę.
- Nie wiem jak wy ale ja jestem padnięty - wtrącił się Axl i wszedł do kibla. - Ogarniam się i zapierdalam ze spaniem.
- Nie ty jeden - powiedział Izzy i zaczął znosić koce i poduszki pod okno.
- Oj tak - dodał cicho Hudson spoglądając co chwilę na Izzyego. - Pomóc Ci? - zaoferował, ale chłopak odmówił.
- Nie, no co ty, kładź się.
Hudson westchnął tylko i ułożył wygodnie Duff na kanapie, a sam wstał i zaczął przechadzać się po mieszkaniu.
- Fajnie tu macie - zagaił
- Co nie? Wszystko dzięki Jeffreyowi - powiedział z kibla Axl wychylając swój rudy łeb zza futryny.
- Taa - mruknął Izzy i wlazł pod koc. - Jutro pogadamy.
- "Jutro pogadamy"... - rudzielec epicko zabawnym głosem przedrzeźnił przyjaciela i wyszedł z kibla trzaskając drzwiami. Hudson z obawą spojrzał na Duff, ale ta spała jak zabita. Szybko wślizgnął się do łazienki, zawrócił do pokoju po jakąś koszulkę i po chwili był gotowy żeby pójść spać. Zastanawiał się czy zaśnie, miał tyle do przemyślenia, a do tego było tutaj gorąco i dzielił pokój z trzema osobami. Przeczesał ręką włosy i westchnąwszy usiadł na krawędzi łóżka. Axl miotał się po pokoju w samych gaciach co chwilę przepraszając Hudsona za swój brak organizacji, ale w końcu zgasił światło i ciężko upadł na swoje legowisko. Nie minęły trzy minuty kiedy zaczął chrapać, co jeszcze bardziej wkurwiło Hudsona, który tyle co zajął swoje miejsce pod kocem na niewygodnej kanapie. W końcu jednak uśmiechnął się promiennie i postanowił zasnąć bardzo zadowolony z tego jakie ma szczęście. Był w L.A., miał gdzie spać a nawet mieszkać, a do tego nie był sam, bo nie dość że była z nim NAJLEPSZA PRZYJACIÓŁKA NA ZIEMI (musiałam XD), to jeszcze poznał młodych muzyków, co poniekąd poszerzało mu otwór do świata muzyki.
Myślał że będzie sporo myślał, a zasnął w kilka minut.



***



Duff otwarła gwałtownie oczy. Przetarła dłonią twarz i westchnęła przeciągle. Przez chwilę nie wiedziała gdzie się znajduje, a przez jeszcze dłuższą chwilę, pomyślała że to wszystko to jakiś sen. Rzuciła okiem na śpiącego obok Hudsona (on na całej powierzchni kanapy, ona na wąskim skrawku) i usiadła. Izzy i Axl spali w najlepsze rozwaleni na swoich posłaniach. Dziewczyna wstała niepewnie i skierowała się do swojej walizki. Wygrzebała z niej świeże rzeczy i zamknęła się w łazience. Wzięła prysznic po czym stanęła przed lustrem, zmyła wczorajszy makijaż i nałożyła nowy. Wciągnęła koszulkę z logiem AC/DC, spodnie oraz trampki i wyszła cicho zamykając drzwi. Nie wiedziała co ma teraz począć, kiedy wszyscy spali a sama znajdowała się w obcym miejscu. Zajrzała do lodówki, ale nic w niej szczególnego nie znalazła. Zobaczyła na półce toster więc zaczęła szukać po szafkach chleba tostowego. Wszędzie pusto. Postanowiła że wyjdzie do sklepu, więc znalazła gdzieś w kieszeni kilka banknotów, otwarła drzwi i wyszła na zewnątrz. Słońce już ostro przygrzewało więc wróciła się po okulary i dopiero teraz poczuła się wspaniale. Idąc ulicą Los Angeles i niepewnie się rozglądając, zapaliła papierosa i zdała sobie nagle sprawę, że nie ma nawet pojęcia która jest godzina.
- Przepraszam, wie pani która jest godzina? - spytała jakieś staruszki, ale ta bardzo wrogo zmierzyła ją wzrokiem i odparła:
- Nie, nie okradniesz mnie z moich pieniędzy!
- Ale ja nie chcę pani okraść, do chuja, ja tylko pytam o godzinę! - powiedziała zbita z tropu Duff i skrzyżowała ręce.
- Nie ufam takim jak ty. Miłego dnia.
Staruszka oddaliła się powoli a blondynka odprowadzała ją wzrokiem z nienawiścią wypisaną na twarzy. "Co za ludzie." - pomyślała i kręcąc z niedowierzaniem głową weszła do sklepu spożywczego. Tam na szczęście na ścianie wisiał spory zegar który wskazywał 12:10. Dziewczyna zamyśliła się nad swoimi planami na ten dzień, pierwszy w Californi, kiedy przyszła jej kolej przy kasie. Kupiła wszystko co potrzebne i pogalopowała z powrotem do domu. Oczywiście wszyscy wciąż spali. Zrobiła zajebiste śniadanie i zaparzyła kawy dla całego domu. Podeszła do Hudsona i uwaliła się na nim, sprawdzając czy ta metoda postawi go na nogi.
- Dzień dobry Hudson, tutaj Los Angeles, pamiętasz, czy może już zapomniałeś że nie możemy marnować dni na spanie będąc w takim miejscu? - Duff poczochrała mu włosy i podnosząc się, zwaliła go z łóżka.
- Ałaaa, za co tooo? - spytał Hudson pocierając obolałe ramię.
- Karny kutas za spanie w L.A. - powiedziała i uśmiechnęła się do niego przebiegle klękając przy śpiącym Axlu. - Dzień Dobry Rudzielcu, śniadanie gotowe! - potrząsnęła rudym chłopakiem a ten usiadł jak oparzony i z przerażeniem patrzył w zaskoczoną Duff która omal nie dostała jego łbem w swój.
- Ah tak, Duff, yyy, jasne - powiedział sztywno Axl wyraźnie akcentując każde słowo. Po chwili jednak rozluźnił się i uśmiechnął się do niej promiennie. - To było moje najlepsze obudzenie od dawna, otwierasz oczy a tu kobieta! - zaśmiał się i klepnął ją w ramię. - Taki żart słonko, to znaczy nie, to znaczy.... Interpretuj to jak chcesz.
- Dzięki Axl - mruknęła Duff i podeszła do Izzyego. Już chciała coś powiedzieć kiedy ten otwarł oczy i powiedział cicho:
- Nie śpię już dawno. Tylko nie mam zwyczaju wstawać tak wcześnie.
Zaskoczona dziewczyna wstała na nogi i wzruszyła ramionami.
- Okej... W takim razie powtórzę: zrobiłam fajne śniadanie i kawę.
Obeszło się to bez odzewu, wszyscy tylko podeszli do blatu i w tępie błyskawicznym opróżnili wszystko co zostało zrobione.
- Jesteś aniołem, Duff - powiedział nagle Axl i uśmiechnął się promiennie do blondynki.
- Wiem, wiem - odparła Duff i wlepiła wzrok w Izzyego, który cicho podziękował za posiłek i łapiąc paczkę fajek wyszedł na korytarz. Nie zastanawiając się zbyt długo, przeprosiła i powiedziała że idzie dotrzymać mu towarzystwa. Axl spojrzał porozumiewawczo na Hudsona ale ten odprowadził ją wzrokiem i dokończył w milczeniu swoją kawę. Tymczasem Duff znalazła Izzyego opartego o chłodny mur i stanęła obok niego zapalając papierosa. Żadne z nich się nie odezwało, ale w końcu Duff zaczęła:
- Pewnie nie jest ci to na rękę że z wami zamieszkaliśmy, prawda? Dzisiaj coś znajdziemy...
Izzy spojrzał na nią zaskoczony i po prostu przytulił  blondynkę.
- Nic z tego, nie o to mi chodzi, w ogóle nie wiem o co mi chodzi, ostatnio mam dużo na głowie. I jeszcze ten cholerny zespół który jest tak do bani jak ostatnio całe moje życie. - westchnął i zapalił drugą fajkę.
- Fajnie przecież gracie, może będzie z tego coś jeszcze... - zasugerowała dziewczyna i wyryła trampkiem krzyż w ziemi. - A my i tak się wyprowadzimy.
- Nie, to nie jest potrzebne... Po prostu... Zrobię z Axlem porządek, jak bedzie porządek to i miejsce będzie - powiedział i zaczął powoli iść w kierunku drzwi.
- Pomożemy wam, jasna sprawa i w ogóle, Izzy? - spytała niepewnie.
- Słucham?
- Jakbyś chciał pogadać to ja zawsze... No chętnie pogadam... - powiedziała zmieszana i uśmiechnęła się do swoich trampków.
- Oj Duff, nie wiem o co ci chodzi - zaśmiał się i pociągnął ją za rękę do budynku. - I pamiętaj, że nigdzie się nie wyprowadzacie. Polubiłem was. Bardzo.
- Tak jest, gospodarzu, my was też, ale sprzątać na pewno pomożemy! - Duff stanęła na baczność i zasalutowała zabawnie, a Izzy zaśmiał się cicho i spojrzał jej w oczy.
- Dobrze, ale tylko sprzątać.
- I tak wkrótce będzie tutaj totalny bałagan.
- Skąd wiedziałaś?
- Bo ja zrobię go pierwsza.
- W moim domu?
- W NASZYM domu.
- Masz rację, masz do tego pełne prawo. - zakończył Izzy i uśmiechnął się triumfalnie popychając drzwi do mieszkania. W środku dostrzegł Axla przeglądającego jakieś pisemko i Hudsona, który zaczął wypakowywać z futerału swojego strata. Duff widząc to uśmiechnęła się szeroko i pogalopowała do swojego futerału z basem.
- Tak właśnie sprawdzam czy nic się nie stało mojej gitarze... - powiedział cicho Hudson i wyciągnął gitarę kładąc ją delikatnie na ziemi. Izzy zaczął się jej przyglądać.
- Mogę? - spytał, a kiedy Hudson kiwnął głową, Jeffrey zagrał kilka akordów i odłożył ją z uśmiechem. - Niezła.
- Stara. Zbieram na nową... Za to nie wiem skąd ty bierzesz gitary, ale obie są cudowne.
Izzy chciał powiedzieć coś mądrego, ale przerwała im Duff.
- A mój bass najpiękniejszy! - wtrąciła i zakładając gitarę na ramię zaczęła grać wstęp do "Walk All Over You".
- Jestem pod wrażeniem, taka dziewczyna jak ty i gra na basie - powiedział Izzy i zafascynowany podszedł bliżej aby przyjrzeć się czerwonej gitarze.
- A do tego jak gra! - dorzucił Hudson z dumnym uśmiechem.
- A co, uczyłeś ją? - spytał Izzy wskazując głową na blondynkę.
- Troszeczkę - uśmiechnął się gitarzysta i puścił oczko do dziewczyny.
- Przestańcie, kurwa, lepiej zdradź mi, Izzy, czy masz jakiś wzmacniacz?
- Ja o to chciałem zapytać! - wydarł Hudson
- To mam dobrą wiadomość, bo jak widzicie mam aż trzy wzmaki, jeden gorszy od drugiego, ale najważniejsze że grają, a wszystko kupione za tanie pieniądze - powiedział Izzy i sięgnął po czarną gitarę leżącą na fotelu. Zaczęli coś grać, potem znowu coś i znowu, potem włączył się Axl, Hudson poszedł po wódkę, potem znowu coś grali, pięć razy przerwa na fajkę, Duff leciała po dwie wódki, znowu grali i tak z godziny około 13:00 zrobiła się 17:00 a oni wciąż nie mieli dość. W końcu Izzy z szerokim uśmiechem opadł na fotel przysłuchując się dźwięcznej basowej solówce wychodzącej spod strun gitary Duff.
- Ey Duff, jesteś zajebista, jesteś lepsza od naszego basisty - powiedział Jeffrey i spojrzał na Axla który potwierdził jego tezę.
- O tak, mieć dziewczynę w zespole.... Mój boże... - westchnął i podparł głowę na ręce wpatrując się w Duff.
- To załóżmy zespół - powiedziała stanowczo i nie patrząc na reakcję reszty, założyła na łeb jakąś czapkę z daszkiem którą wyłowiła z podłogi. Była prawie pewna że Hudson który stał koło niej, na chwilę przestał oddychać i z ciekawością spojrzał na Izzyego i Axla. Tamci dwaj spojrzeli na siebie i wzruszyli ramionami.
- Mnie tam pasuje - powiedział Axl i pociągnął łyka wódki którą podał Izzyemu.
- Mnie też w sumie, co nam szkodzi, tamci i tak byli beznadziejni - westchnął drugi chłopak i również pociągnął z butelki. Butelkę przejął Hudson i niepewnie, ale z uśmiechem na twarzy wzniósł ją do góry i powiedział:
- No to... No za nasz zespół!
Duff odstawiła gitarę na bok i podeszła do Hudsona  mocno go przytulając, oraz wyrywając mu jednocześnie z rąk butelkę i szepnęła  niezauważalnie:
- Będziesz mi musiał ładnie podziękować za załatwienie posady gitarzysty w naszym pierwszym Californijskim zespole....
Uśmiechnęła się tajemniczo i przytuliła pozostałych dwóch chłopaków. Axl pocałował ją nawet w policzek, ale ta spojrzała na niego jakby ten zesrał sie na środku pokoju i powiedziała grobowo:
- Uznam to za akt wielkiej euforii i radości z powodu powstania naszego zespołu.
- Ale... - zaczął Axl niewinnym głosem.
- Zamknij sie, żartuję, ja też się cieszę - blondynka zarzuciła ręce na szyję rudzielca a ten okręcił się z nią wokół własnej osi.
- To zajekurwabiście! Idziemy się najebaaać! Co wy na to?!
- Axl, możesz puścić moją rękę. - wtrąciła Duff a ten z głupawym uśmiechem spojrzał na ich dłonie, puścił Duff wolno i znów spojrzał na pozostałych.
- Możemy iiiiiść.... - westchnął Hudson uśmiechając się szeroko a w głębi serca jarając się jak dzieciak.
- Mnie tam obojętnie... - powiedział Izzy i wyłączył wzmacniacz.
- No chodź, przestań mulić - rzuciła Duff i stanęła obok Izzyego przekrzywiając głowę na bok.
- Tak, ale wolałbym jeszcze dzisiaj nie spotykać chłopaków z zespołu - odparł i wyminął Duff.
- To chodźmy gdzieś indziej - zaproponowała. - Rainbow, Whiskey, Troubadour...?
Axl wytrzeszczył na nią oczy i lekko się uśmiechnął z podziwem.
- Kułaś nazwy barów w Californi? - zakpił i dźgnął ją w bok. Ta odskoczyła od niego i stanęła za Hudsonem, który przyglądał się wymianie zdań ze spokojem.
- Bardzo zabawne. - odpowiedziała z przekąsem i wzięła pod rękę Hudsona. Nie wiem jak wy, my idziemy, prawda?
- Oczywiście my lady - przytaknął Hudson i podążył za Duff. W drzwiach odwrócił się do Axla i z wielkim uśmiechem pokazał mu faka. Widząc to, Axl zaczerpnął w złości powietrze i warknął do Izzyego.
- Ruszaj dupę, idziemy się najebać! Chyba nie powiesz że nie chcesz isć bo się boisz spotkać swoich ziomków z zespołu, no kurwa!
Izzy spojrzał na niego spokojnie i powiedział:
- Idź, ja dojdę do was.
- Nawet nie wiesz gdzie idziemy! - wrzeszczał Rudy.
- Znajdę was prędzej czy później, albo wcale. - Izzy uśmiechnął się i wziął do ust papierosa. - No leć już, bo ci uciekną. A raczej Duff ci ucieknie. Wszystko jedno.
Axl zmierzył go wrogim spojrzeniem i wyleciał na ulicę gnając za przyjaciółmi.

piątek, 8 marca 2013

ART IS LOVE AND DEATH

Dawno mnie tutaj nie było i nie wiem czy będę tutaj często pisała. Dużo się zmieniło od ostatniego wpisu. Niektórzy niecierpliwią się nad dalszym ciągiem opowiadania, ale jego nie będzie. Nie po pewnym zdarzeniu które zmieniło kompletnie mój pogląd na pisanie o zespole. Delikatnie naprowadzając dociekliwych, mogę zdradzić że zespół się z lekka posypał i niby nie, ale jednak każdy zaczął iść powoli w swoją stronę, no może nie każdy osobno, ponieważ Hudson i ja rozpoczynamy kompletnie nowy projekt, a z Caroline mam zamiar wkrótce coś stworzyć. Mamy dobre wspomnienia i fajne pamiątki po wspólnym graniu, a wiadomo że i tak nic nie ucichnie, bo wszyscy nie damy o osobie tak łatwo zapomnieć. Nic więcej nie zdradzę.

























Tymczasem na dzień dzisiejszy mogę wam zaoferować coś co napisałam na specjalne życzenie Hudsona, 
tak, to jest fragment opowiadania, które ma być o Guns N' Roses, ale nie dosłownie, bo jednak Duffem pozostałam ja a Hudson stanie się Slashem, ja jebie, skomplikowane to, a poza tym pisze tak jakbym miała zamiar pisać to opowiadanie dalej i pewnie tak będzie, ale nic nie jest pewne. 

I w ogóle to wszystkich przepraszam, nie wiem za co, ale czujcie się przeproszeni xD



I
- Gandzeeeeeen..... Gandzeeeen.... - dziewczyna którą nie wiedzieć czemu nazywali po prostu "Duffem" mocno potrząsnęła swoim przyjacielem Hudsonem który z łbem na jej ramieniu zasnął jakieś 2 godziny temu przelatując nad oceanem.
- E? - odpowiedział niemrawo chłopak i poruszył się niespokojnie.
- Gandzeeeen.... LĄDUJEMY NIEDŁUGO W FUCKING LOS ANGELES YOU FUCKER !!!!!! - wydarła blondynka i przyjebała mu z całej siły między łopatki. Hudson jęknął jakby go ktoś zgniatał (bo zgniatał?) i podniósł głowę nadal nie otwierając oczu.
- Powtórz? - zarządził i uśmiechnął się lekko.
- Lądujemy w fucking L.A., kurwa! - wydarła i zaczęła zacieszać jak pięcioletnie dziecko.
- Jeszcze raaaaaaaz - powiedział Hudson i uśmiechnął się szerzej.
- Lądujemy. W. Fucking. Los. Japierdole. Angeles. - wyszeptała mu we włosy i wyszczerzyła się do siebie. Chłopak otwarł oczy i spojrzał na przyjaciółkę.
- Nie wierzę w to! A właściwie, wierzę. Uciekliśmy z tego gówna. Wiedziałem że tak będzie. - pokiwał energicznie głową i wyjrzał przez okno. Mało było widać przez chmury, ale i tak ciągle wydawało mu się że widzi zarys wielkiego napisu "Hollywood". Niecierpliwiąc się zaczęli rozmawiać o jakiś totalnych pierdołach, ale żadne z nich nie uważało tego za coś nadzwyczajnego. Minęło pół godziny.
- Za 15 minut lądujemy. Proszę zapiąć pasy. - rozległ się głos stewardessy, a Duff z Hudsonem wymienili uradowane spojrzenia i z lekkim opóźnieniem wykonali polecenie przemawiającej. Byli tak przejęci że nawet się do siebie nie odzywali w tych ostatnich chwilach na pokładzie airbusa. Samolot z gracją opadł na rozgrzany asfalt lotniska w Los Angeles i po kilku minutach stewardessa poprosiła o opuszczenie pojazdu. Hudson staranował wszystkich przy wyjściu z samolotu i z prędkością światła wyminął wszystkich oczekując na swój bagaż. Duff dogoniła go szybko i już po chwili strasznie się drąc ze szczęścia maszerowali w stronę Hollywood. Duff zaczęła śpiewać "Welcome To The Jungle"ale i tak cała okolica najlepiej słyszała fragment o byciu w dżungli i tym że się tam umrze.
- Dokąd idziemy? - trafnie zapytała dziewczyna i postawiła na chwilę na ziemi futerał ze swoim basem i zatrzymała czerwoną walizkę.
- Jak to gdzie... No... Idziemy do... Tam. - gitarzysta wskazał palcem drogę przed siebie i uśmiechnął się triumfalnie ze swojej jakże błyskotliwej odpowiedzi.
- Ej faktycznie, jak ja mogłam być tak głupia i o tym zapomnieć, że idziemy właśnie tam. - blondynka teatralnie klepnęła się w czoło i przewróciła oczami na znak bezaprobaty
- No właśnie, jak mogłaś być tak głupia.
- Mówiłeś coś?
- Że tam na pewno będzie fajnie.
- Zapewne tam jest wspaniale.
Tam jest cudowne.
- Ano cudowne jest tam.
Maszerowali tak gadając o miejscu które jest "tam" przez jakaś godzinę, ale powoli, w czasie dalszego marszu rozmawiali coraz mniej i mniej i mniej. W końcu jednak zaczęło się ściemniać, kiedy zatrzymali się na jakimś prawie pustkowiu i usiedli na poboczu, nieco przygaszeni wizją cudownego L.A.
- Gandzen... Nie chce mi się dalej iść. - powiedziała Duff i oparła kudłaty łeb o ramię przyjaciela.
- No właśnie mi też trochę tak jakby nie. - odpowiedział i zapalił fajkę. Dziewczyna poszła w jego ślady i siedzieli przez kilka minut w milczeniu paląc szlugi. Nagle Duff wstała i zaczęła się niecierpliwie rozglądać wychodząc na środek ulicy. Hudson zmierzył ją spojrzeniem i spytał:
- Co robisz?
- Podwożę nas do Hollywood. - rzuciła i zamachała do jakiejś brudnej ciężarówki która głośno zatrąbiła i minęła ich bez najmniejszego zainteresowania.
- Powodzenia... - westchnął chłopak i zaczął otwierać swój futerał od gitary. Sporo czasu minęło, a samochody nie chciały się za nic w świecie zatrzymać. Głaszcząc swoją gitarę, już miał ją wyciągnąć, kiedy usłyszał ciche przekleństwo z ust Patrice która zrobiła coś dziwnego. Ściągnęła bluzkę i w samym staniku pomachała ową bluzką przed maską jakiegoś już o wiele bardziej przyzwoitego samochodu który jak zaczarowany z piskiem opon zatrzymał się przed nimi. Hudson popatrzył na Patrice z niedowierzaniem a ta odwróciła się do niego, szeroko się uśmiechnęła, wciągnęła bluzkę z powrotem i rzuciła ponaglająco do swego towarzysza:
- No dalej, wsiadaj zanim się nie rozmyślił.
Chłopak szybko zamknął futerał i wstał. Otwarł drzwi od strony pasażera i spytał:
- Podwiózłby nas pan do Hollywood?
Kierowca spojrzał na Duffa a potem na Hudsona i westchnął.
- Tak, jadę tam.
- To świetnie, a możemy wsadzić do bagażnika sprzęt?
- Taaaa...
Hudson szybko wpakował do bagażnika wszystko co mieli pod ręką i wskoczył na miejsce obok Duffa. Zaczęli obmyślać plan gdzie się zatrzymają i co zrobią kiedy opuszczą samochód. Nie za wiele im przychodziło do głowy jak tylko to żeby napierdolić się i pójść spać. No i żeby jednocześnie pilnować gitar, bo to poza nimi samymi było najważniejsze - ich cały dorobek życia.
- Jesteśmy w Hollywood - powiedział beznamiętnie kierowca i zatrzymał się na poboczu. - Dalej nie jadę, bo skręcam na obrzeża. Pasuje wam tutaj?
Hudson i Duff spojrzeli na siebie i wzruszyli ramionami.
- Pewnie... - odparła niepewnie Duff i zaczęła wyłazić z samochodu. Dobrze z niego nie wysiadła a już miała w ryju fajkę.
- Ta co znowu poli - zaczepnie stwierdził Hudson i posłał jej głupawy uśmiech.
- A ty zazdrościsz bo pewnie nie masz. - odparła i odebrała mu z ręki swój bass. Chłopak uśmiechnął się i spuścił wzrok nie chcąc wdawać się w dalszą dyskusję na temat papierosów.
Kierowca ruszył do przodu i zostali zupełnie sami przed pierwszą z zatłoczonych ulic zachodniego Hollywood.
- To co, Gandzen? - spytała Duff i poprawiła swoją skórzaną kurtkę - Gdzie idziemy?
- Jeszcze przed siebie, ale pewnie nie za długo. - odparł gitarzysta i zaczęli iść przed siebie, strasznie podekscytowani wizją pierwszej nocy w Mieście Aniołów.
Co jakiś czas jedno albo drugie wskazywało na jakąś knajpę która mogłaby być dobrym miejscem do spędzenia pierwszego wieczoru na ich nowej lepszej drodze życia, ale odradzali sobie nawzajem poszczególne bary aż w końcu nieco zmęczeni gnaniem do przodu stanęli na naprawdę zatłoczonym fragmencie dzielnicy.
- Teraz musimy już coś wybrać - westchnęła Duff i przeczesała ręką zmierzwione włosy. - Jestem w chuj głodna. W chuj zmęczona. I w chuj chce mi się siku.
Hudson zaśmiał się i stwierdził że podziela jej zdanie w stu procentach. Zaczęli rozglądać się za jakąś knajpką ale wokół było tyle ludzi, że bardziej czuli się rozproszeni niż skupieni na szukaniu czegoś konkretnego. W końcu jednak Hudson pociągnął za rękę rozkojarzoną Duff i postawił ją przed w miare sporych rozmiarów budynkiem z wielkim świecącym napisem "ROXY".
- Dobre? - spytał przyjaciółkę.
- O... Zajebiste - powiedziała tępo wgapiając się w migające litery.
- To kurwa zajebiście - rzekł wesoło Hudson i przywalił blondynce między łopatki, ale nawet tego nie poczuła bo była tak bardzo wpatrzona w ten cukierkowy napis. Hudson już chciał wejśc do środka ale zatrzymał się przed wejściem i rzucił niepewne spojrzenie na Duff.
- No dobra, już idę... - mruknęła obrażonym tonem dziewczyna widząc zniecierpliwienia na twarzy przyjaciela.
- Gandzen, potem popatrzysz na światełka. Najpierw się najeb. - doradził Hudson i wepchnął ją z uśmiechem do środka.
- Łoł - wyrwało się dziewczynie kiedy rozejrzała się po knajpie. Jej wzrok momentalnie spoczął na scenie na której dość charakterystycznie wydzierał się jakiś rudy chłopak. Mój boże, jak ktoś w ogóle może tak drzeć mordę.
Z zamyślenia wyrwał ją Hudson:
- Ten stolik w kącie? - spytał i wskazał palcem być może jedyny wolny dwuosobowy stolik w rogu sali.
- Yyy... Tak... - dziewczyna przejechała wzrokiem od stolika do sceny i uznała że to dobre miejsce. Coś było wyjątkowego w tym rudym chłopaku o głosie zdepniętej kury. Usiedli niepewnie przy stoliku, chociaż najpierw zrobili atak na kibel, po czym zamówili po whiskey. Duff wciąż przyglądała się zespołowi na scenie. Dopiero teraz zauważyła że w cieniu z tyłu stoi ciemnowłosy chłopak z ładną gitarą, grający dość hipnotyczne riffy. Ten zespół coraz bardziej ją intrygował, ale nie chciała żeby akurat coś tak banalnego jak zespół z jakąś Kurą na czele zaprzątnął jej mysli pierwszego dnia w wymarzonym miejscu. Odwróciła się do Hudsona starajac się sprawiać wrażenie rozmownej.
- I jak ci się podoba? - spytała wesołym głosem jeszcze na sekundkę rzucając okiem na scenę.
- Jest zaje-kurwa-biście. Jesteśmy w L.A. Pijemy sobie whiskey. A właśnie, nasze zdrowie, Duff. No i jeszcze na scenie fajnie grają. Czego chcieć więcej? - chłopak rozsiadł się wygodniej na krześle, stuknął się szklanką z dziewczyną i posłał jej pytające spojrzenie. Nie chciała tego zrobić, ale usłyszała swój głos:
- Fajnie grają? Podoba Ci się? 
Hudson zaczął się przyglądać rudzielcowi i przekrzywił głowę na bok.
- Tak. To takie w naszym stylu, nie sądzisz?
- Oczywiście. Ja... No mnie to się bardzo podoba. Ale ten Rudy śmiesznie skrzeczy.
- Faktycznie trochę, ale ma bardzo charakterystyczny ten głos, jakby się trochę postarał to mógłby na tym zarobić, bo tutaj to chyba nie za wiele mu wpadnie.
Duff pokiwała w milczeniu głową i znów wpatrywała się w wokalistę. Był całkiem przystojny. Miał ładną twarz i te długie rude włosy.Tylko chwilami wydawał się jakiś taki przepłoszony, jakby nie miał do końca równo pod sufitem. Obok niego pojawił się nagle koleś od gitary prowadzącej, ale za bardzo rzucał się po scenie i chciał zwrócić uwagę publiczności swoimi nieco kiczowatymi solówkami. Potem popatrzyła na chłopaka od rytmicznej i stwierdziła w myślach, że wokalista i rytmiczny to naprawdę interesujący ludzie. Dziewczyna westchnęła i podpalając fajkę zamówiła drugą whiskey, bo pierwszą wypiła prawie duszkiem. Kiedy jej przynieśli, zagaiła do Hudsona wskazując głową na scenę:
- Nie sądzisz że przydałby im się lepszy gitarzysta prowadzący?
Chłopak zaśmiał się i również zamówił whiskey.
- Tak, tak właśnie myślę. I basista. Strasznie chujowo się prezentuje.
Teraz to dziewczyna się zaśmiała i westchnęła cicho. Zaczęła rozmyślać o tym jak zajebiście byłoby już tam z nimi grać. W końcu po to tutaj przybyli, żeby oderwać się od swojego domu i znaleźć zespół. Jej rozmyślanie przerwał jej brzuch, który przypomniał o sobie że jest głodny.
- Hudson, co jemy? - spytała zapatrzonego w scenę chłopaka.
- Frytki... - powiedział cicho nie spuszczając sceny z oczu. Duff zamówiła frytki. Zamawianie frytek powtórzyło się jeszcze 4 razy, a wciąż byli głodni i coraz bardziej najebani. Zespół z Rudzielcem już dawno zszedł ze sceny i zastąpił go teraz jakiś bluesowy który tak przymulał, że coraz bardziej zmęczeni przyjaciele prawie zasypiali na stole. Blondynka jednak zdała sobie sprawę że to nie fajny pomysł zasypiać na stole w barze i zaczęła szukać dawno nie widzianej paczki fajek. "Ah no tak, skończyły się przecież." - pomyślała i zaczęła się rozglądać za kimś kto mógłby ją poczęstować. Otwarła jeszcze na chwilę swój futerał od basu i poszukała tam, ale nic nie znalazła. Cicho przeklnęła i spojrzała na Hudsona który zmęczony całym dniem, chyba jednak już zasnął na tym stole. Uśmiechnęła się na ten widok i postanowiła że będzie bohaterem dnia i nie pozwoli sobie zasnąć a Hudsonowi zginąć. Zaśmiała się na tę myśl i ponowiła rozglądanie się za dawcą fajek. Przy stoliku obok stanął jakiś chłopak odziany w skórzane spodnie i kurtkę. Wyglądał na takiego co by miał czym poczęstować. Dziewczyna poczochrała ręką włosy i zaczęła:
- Przepraszam... Miałbyś może.......
Urwała w pół zdania kiedy chłopak się odwrócił i jej oczom ukazał się gitarzysta rytmiczny z zespołu Rudzielca.
- Tak? - spytał a dziewczynę aż coś skręciło w brzuchu.
- Yy... Ee.. No tego no... Pa.. Papierosa? - spytała a głos nieco jej zadrżał.
- Jasne - powiedział i dał jej szluga. Duff utrzymując z nim kontakt wzrokowy usiadła na swoim miejscu i po chwili podziękowała krótko, wciąż patrząc na gitarzystę. Chłopak spojrzał na Hudsona a potem znów na blondynkę. Duff kopnęła mocno pod stolikiem Hudsona, a ten szybko podniósł głowę i zapytał głupawo "Co ?!". Dziewczyna uśmiechnęła się do swojego fajkowego wybawcy a Hudsona wzrok podążył za jej wzrokiem. Powstała nieco głupawa sytuacja bo nikt się nie odzywał, ale wszyscy się uśmiechali. Gitarzysta rytmiczny chyba chciał już odejść kiedy jego wzrok spoczął na naszych futerałach.
- Wy gracie?! - spytał z lekkim podziwem w głosie. Gdyby nie Hudson, Duff pokiwałaby tylko głową i zażenowany chłopak pewnie by sobie poszedł. Jak dobrze czasem mieć takiego Hudsona.
- Tak, gramy. Jesteśmy tutaj dzisiaj pierwszy dzień, tyle co pokonaliśmy drogę z lotniska tutaj na Sunset i tak jakoś trafiliśmy do Roxy. - Hudson uśmiechnął się i podał chłopakowi rękę. - Saul jestem.
- Izzy - odpowiedział chłopak i uścisnął dłoń Hudsona. - A ty?
Zwrócił się do Duff, która nadal troszkę nie ogarniała całej sytuacji.
- Ja... Duff... - powiedziała cicho i potrząsnęła dłonią Izzy'ego. - Siadaj z nami.
Izzy usiadł z nimi przy stole i rozpoczęli bardzo bardzo długą pogawędkę na temat muzyki, grania i zespołu Izzyego. Duff od razu wypytała o rudego wokalistę a Hudson o gitarzystę prowadzącego, że niby ma kilka uwag do jego gry, ale okazało się że wszyscy mają do niego uwagi. Po jakiś dwóch godzinach rozmów i prezentowania Izzyemu sprzętu, nagle rozległ się jakiś dziwny wrzask w okolicach ich stolika.
- Co to byłoooo? - spytała Duff rozglądając się po pomieszczeniu.
- Ah... No to... To za chwilę poznacie Axla... - odpowiedział zmieszany Izzy i posłał nam dziwny uśmiech.
- No wreszcie, wszędzie cię szukam, zniknąłeś, znowu!
Duff gapiła się na przybysza jakby zobaczyła ducha. Przed ich stolikiem stał rudy wokalista. I był naprawdę niezły. Szybko przeniosła wzrok na Hudsona i uśmiechnęła się promiennie. 
- Axl poznaj moich nowych znajomych - powiedział Izzy i wstał by przedstawić Hudsona i Duff. Rudzielec podał im ręce i przedstawił się jako William Axl Rose, czyli dla przyjaciół po prostu Axl. Dosiadł się do nich i siedzieli tak w czterech prawie do rana.
- Dobra, to my będziemy się zbierać, miło się gadało - rzucił Axl i zaczął wstawać.
- No tak, pora na nas w sumie, a wy gdzie tak w ogóle się zatrzymujecie? - spytał Izzy uśmiechając się do przyjaciół.
- Yyy... - Duff spojrzała nerwowo na Hudsona, ale ten powiedział po prostu:
- Nigdzie. Nie mamy gdzie mieszkać, na razie.
Izzy z Axlem wymienili porozumiewawcze spojrzenia i w końcu ciemnowłosy przemówił:
- Możecie.... No... Możecie w sumie zatrzymać się u nas na jakiś czas... - mówiąc to ciągle patrzył na Axla, ale ten pokiwał głową i uśmiechnął się do reszty.
- Naprawdę? - spytał uradowany Hudson i również zaczął wstawać.
- Naprawdę, zero problemu - odpowiedział Axl.
Wyszli z baru gdzie zaczynało już świtać. Droga wiodła prosto przez Sunset aż nie zatrzymali się przed jakimiś starymi drewnianymi drzwiami w czymś co przypominało kamienicę, jednakże nią nie było. 
- To tutaj - westchnął Izzy i obrzucił Hudsona i Duff badającym spojrzeniem, jakby czekał na jakąś bardzo krytyczną reakcję.
- Świetnie! - odrzekł jednak wesoło Hudson i uśmiechnął się do Duff. Ta również się uśmiechnęła, ale była totalnie ledwo żywa ze zmęczenia. Co znajdowało się za drzwiami nadal było tajemnicą.